Refleksyjnie
Ach, ta Wenecja…

Zaskoczenie. Duże zaskoczenie. Piękne. Niezwykle wartościowy, na poły filozoficzny traktat.. Bo chociaż książka, o której dzisiaj piszę – „Co po Wenecji …” Jacka Bolewskiego SJ – mimo że obrosła podobną mojej lekturą, filmami, opowieściami, legendami, to jednak jest niezwykle osobliwa własnymi (nie powielanymi, a tylko często z inspiracji różnych się rodzącymi) spostrzeżeniami, przemyśleniami, dociekaniami. Zawiera w sobie dziesięć lat autorskich rozważań, intelektualnych zagłębień zrodzonych gdzie … w wiecznym mieście, w Rzymie. – Tytułowe sformułowanie „Co po Wenecji …”, wyjaśnia sam autor – jezuita-kapłan, profesor teologii, kierownik Katedry Antropologii Teologicznej i Duchowości na Papieskim Wydziale Teologicznym – Collegium Boblanaum – w Warszawie, to nie pytanie, przeto nie szukam odpowiedzi, tylko raczej ukazuję różne postacie – pokazując kolejno, czego po Wenecji można się spodziewać i co faktycznie po niej następuje. Nie unikam w książce
( podkreślam to wyraźnie ! – GB) osobistego tonu, jednakże pragnę, by przemówiły zwłaszcza świadectwa, zebrane tu śladem artystów i świętych o tym jednym: co po Wenecji …
I tu powrót do Rzymu i jeszcze raz głos autora:
W ostatniej drodze – z Wenecji do Rzymu – towarzyszyła mi w pociągu lektura „Dziennika duszy” błogosławionego Jana XXIII, któremu poświęcam pierwszy rozdział „Co po Wenecji …”. W jego życiu po Wenecji było: Wieczne Miasto, gdzie wenecki patriarcha został wybrany papieżem (tu dygresja – Wenecja dała światu aż trzech papieży ! – przyp. GB). A skoro z kolei po Rzymie czekało Jana niebo, jako że jest on uznany w Kościele za cieszącego się „błogosławioną wizją” Boga – to również po Wenecji wolno się spodziewać tego samego […].

Ale, ale – pierwsze rozdziały powstały jako swoiste przeciwstawienie „Śmierci w Wenecji” Tomasza Manna; uwagę Jaceka Bolewskiego skupiało raczej hasło „Narodziny w Wenecji”. I w tym duchu pisze o błogosławionym Janie XXIII, poecie Josifie Brodskim (pochowanym na jednym z najpiękniejszych cmentarzy świata, na położonym na lagunie – San Michele), o uwodzicielu wszechczasów – Casanovie, także o Sandorze Máraim, Tomaszu Mannie, Henrym Jamesie i innych. Pragnę, by niespodziewane przejście – przeżycie (kolejny raz głos autora) – stało się też udziałem Osób czytających i zagłębiających się w to właśnie: „Co po Wenecji …” …

Przyznam, że sama mam teraz spory dylemat. Odbierałam Wenecję zmysłowo. Jej historię, codzienność, koloryt, jej nawarstwienie w znakach na wodzie, w obrazach Wenecji, obyczajowości, krzyżujących się zewsząd drogach wiary, jej oczywistości i tajemnicy …
Teraz, za sprawą książki Jacka Bolewskiego przychodzi myśl nie tyle porządkująca, co niepokojąca: ile jest jeszcze do zgłębienia ? Mogę jedynie zacytować notatkę Josifa Brodzkiego, przytoczoną również w „Co po Wenecji …”, notatkę o skupieniu w Wenecji: „Oko w tym mieście nabiera autonomii, przypominającej autonomię łzy. Jedyną różnicą jest to, że oko nie oddziela się od ciała, lecz całkowicie je sobie podporządkowuje. Po jakimś czasie – w trzecim, czwartym dniu pobytu – ciało zaczyna traktować siebie jako zaledwie środek transportu dla oka, jako coś w rodzaju łodzi podwodnej dla jego to wybałuszającego się, to mrużącego peryskopu. […] … piękno jest tam, gdzie spocznie oko. […] Poczucie estetyczne jest bliźniaczym bratem naszego instynktu samozachowawczego i można na nim polegać bardziej niż na etyce. Główne narzędzie estetyki, oko, jest absolutnie autonomiczne. Autonomią ustępuje jedynie łzie”.

Grażyna Banaszkiewicz
(zdjęcia z Wenecji – autorki)

Jacek Bolewski SJ
Co po Wenecji …
Śladem artystów i świętych
Wydawnictwo Święty Wojciech
Poznań 2010


Autor: naturalnie