Dla elit
„Zakopcone sadzą malarstwo”

Kraków nią gardził. 

A ona trzęsie się „na samą myśl wpadnięcia w ręce całej tej zgrai, która mi mojej swobody i wyobrażonego szczęścia zazdrości”.

=

Ja jej obrazy poznałam najpierw z albumów.

I już wtedy zwróciłam uwagę na … oczy jej modeli. Oczy „Dziewczynki z chryzantemami”* wręcz mnie …stygmatyzują. Ważne są dla mnie oczy ludzi, których spotykam, ich wyraz, nie piękno, a raczej nie piękno, ale ich wyraz. Bo oczy, przepraszam za truizm – są zwierciadłem duszy. Niezaprzeczalnie. Więc nie to, czy są piękne, czy nas nie zachwycają, ale to co z nich emanuje bez spektakularnego udziału osoby na nas patrzącej.

Ona – była na oczy

… swoich modeli wyczulona, jak chyba nikt inny portretujący dla zarobku, albo i po prostu – z zaciekawienia danym człowiekiem.

No i nie będę pisała dalej bez wskazania, o kogo i dlaczego tu chodzi.

Otóż, otrzymaliśmy właśnie znakomitą książkę (tytuł jednego z rozdziałów posłużył mi za tytuł moich tu refleksji), książkę Angeliki Kuźniak „BOZNAŃSKA, Non finito” .**

Książka, gdy ją zaczęłam czytać – przyznam – irytowała mnie. Tak, Jakieś didaskalia … Jakaś teatralność, koturnowość pisania! – Szybko jednak „chwyciłam” ten pisarski zabieg. Świetny. Budujący określone napięcia. Odsłaniający kolejne – właśnie sceny z życia niebywale wrażliwej, zarazem twardej, choć i mocno pogubionej, poturbowanej psychicznie malarki.

Ale wracam jeszcze do cytatów z rozdziału traktującego o pobycie Olgi Boznańskiej w Monachium, jesienią 1885 roku i później… jak zaznacza autorka.

Otóż:

Prace Boznańskiej – stwierdza z żalem Tadeusz Boy-Żeleński – są w Krakowie pośmiewiskiem. Rządzą koterie. (Tu odniosę się do tego, co stanowi niestety przez kolejne epoki „środowiskowy rytuał” – grupa sama przez siebie namaszczonych, buduje swój dwór, hierarchizuje się, rozsądza,

co w danej chwili w danym nurcie sztuki ważne, słuszne, uznawane, kto się liczy, a z kim nie warto nawet słowa zamienić. Swoje dwory mają literaci, filmowcy, dziennikarze, projektanci mody, malarze, fotograficy…Bezgranicznie bezkrytyczni wobec przez siebie uznanych, i gardzący, zamykający salony dla owszem zdolnych, lecz nie w ich kategoriach. Oni zresztą swój dwór tworzą na ogół z postaci bez osobowości. Trzeba się więc od tego wszystkiego zdystansować, oddalić. Zwłaszcza u nas ci wszyscy „wielcy” chętnie potem chwytają tren osoby, która gdzieś, a załaszcza poza Polską rozbłyśnie.

No i tam, wracam do Boya-Żeleńskiego:

– Matejko i Siemiradzki „zapychają swoimi bohomazami wystawy”.

Znowu więc wtręt – to czas tak naprawdę pozostaje weryfikatorem rozmaitych twórczych poczynań !

„To zakopcone malarstwo – mówi obrazach Olgi Boznańskiej Jacek Malczewski. – Brak w nim rysunku, brak kośćca, to same łatki kolorowe”.

Dopiero wiele lat później przyznał, że nigdy nie rozumiał jej malarstwa.

Nadzieja jaką wyraża w 1900 roku polski dyplomata, malarz i pisarz Edward Raczyński, myśląc o polskiej ekspozycji na światowej wystawie w Paryżu – pisze autorka biografii Boznańskiej – też brzmi okrutnie. Raczyński liczy, że „obrazów zupełnie złych nie będzie (chyba żeby Boznańskiej „Matkę z dzieckiem” […] wystawili)”.

I on najwyraźniej zmienił zdanie na temat jej twórczości, zauważa Angelika Kuźniak, bo kilka lat później prosił, by Olga sportretowała jego rodzinę …

Olga Boznańska żaliła się: „Nie rozumiem, jak malarze mogą uważać głowy, które ostatnio posłałam, za brzydkie [„Głowę kobiety” – studium wystawiła w 1887 roku w krakowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych]. Wydaje mi się doprawdy, że oni ich nie rozumieją. […]

=

Zaczęłam pisać o tej biografii sięgając do jednego z głębiej w książce pomieszczonego rozdziału, ale to dlatego, że na los artysty, jego status, jego samoświadomość, jego imperatywny tryb tworzenia, wpływ najwyraźniej ma jednak publicznie znaczone odrzucenie środowiska, nieprzychylność tych, których samemu często się niezmiernie ceni i nie podważa jego sposobu formowania obrazu.

Niemniej każdy z rozdziałów książki stanowi w spisaniu biografii malarki wyraźny stopień wchodzenia w jej różnymi koszmarami znaczone życie. Życie kobiety, w czasie nie wyemancypowanym !

=

Pamiętam wystawę obrazów Boznańskiej w Muzeum Narodowym w Krakowie, 2015 rok.

Pamiętam wystawę właściwie tę samą wystawę, ale przecież w innych wnętrzach, w innej aranżacji, w Muzeum Narodowym w Warszawie. Też 2015 rok.

Bo w 75. rocznicę śmierci fetowano ją szczególnie (pokazano również w Chicago), i wreszcie tak naprawdę unaoczniono społeczeństwu wielkość jej talentu, jej wrażliwości, jej artyzmu.

A rok później – 2016 – byłam na tej wystawie w Muzeum Ziemi Lubuskiej.

W 2017 roku jej obrazy, kładąc nacisk na portrety dzieci, pokazało też Muzeum Narodowe w Poznaniu.

Te same obrazy, za każdy razem jednak coś innego się w nich dostrzega. Kontekst aranżacji, zestawienia z innymi obrazami, rekwizytami, ogólny nastrój otwierają nowe interpretacje.

Chodziłam zawsze – mówiąc kolokwialnie – jak zaczadzona. „Imieniny Babuni”, „Portret malarki Anny Sayrusz-Zaleskiej”, tajemniczy „Autoportret” z ok. 1905r., „Zadumana dziewczynka”, „Kwiaciarki”. Te obrazy zostały w mojej pamięci.

Zofia Stryjeńska*** odnosząc się do twórczości Boznańskiej relacjonowała: – Malowała powoli, z przejęciem, a portrety robiła wprost latami. Model się zestarzał, wyłysiał, ożenił, okocił, schudł […] musiał pozować, chciał czy nie chciał, chyba że umarł.

=

Olga Boznańska (1865-1940) tworzyła w trzech artystycznych epokach: realizm, postimpresjonizm, modernizm, niemniej pozostała epoką samą dla siebie. Bolały ją uwagi osób z krakowskiego, monachijskiego i paryskiego otoczenia, ale nie złamały jej. Była w swoim sposobie traktowania modeli oraz tzw. „martwej natury” (np. kwiaty w wazonach), kompozycji obrazu, kładzenia farby absolutnie osobnicza. Rozpoznawalna pozostaje przez charakterystyczne „patrzenie swoim modelom w oczy”. Również przez fakturę farby, przez ten szczególny w jej obrazach odcień bieli. Szczególnie też przez pewien cień w tym wszystkim zwykłego ludzkiego smutku.

=

Mój sentyment związany z obrazami Boznańskiej ma jeszcze jeden wątek, rozbudzający wobec niej wyobraźnię.

Tak się złożyło, że swoją pracownię malarską ma obecnie w Krakowie jedna z moich znajomych, osoba także wielkiej wrażliwości, delikatności, przenikliwości – Ewa Żelewska-Wsiołkowska i ma ją … w pracowni Olgi Boznańskiej…

=

Gdy rzeczywiście zagłębimy się w książkę Angeliki Kuźniak – wręcz porazi nas to udręczone życie. Przykry rodzinny w Krakowie dom, niedwuznaczna relacja z ojcem, a poprzez to zapewne pokrętne relacje miłosne z mężczyznami jej życia. A jeszcze odpowiedzialność za siostrę. No i odniesienie do zwierząt (psy, myszy) w tej wielkiej, bolesnej samotności.

=

Autorka biografii Boznańskiej jako jej motto przyjęła słowa Leonarda Da Vinci:

– Dobry malarz maluje dwie sprawy:

człowieka i wnętrz duchowe

Oraz anonimowego krytyka, który w 1913 roku napisał:

– Można powiedzieć, że każdy portret

[Olgi Boznańskiej] to zwierzenie,

a nawet spowiedź.

– Muszę przyznać, że uwaga o zwierzeniu, to najtrafniejsze odniesienie do obrazów Olgi Boznańskiej. Potwierdzeniem choćby jedna z odnalezionych przed biografkę w archiwach kartek

– listu nigdy nie wysłanego do nieznanego „pana” , może wymyślonego ? – dedukuje autorka:

„[smutno, straszliwie smutno na duszy. Tu nie chodzi o mnie, o moją osobę, ja poza tym wszystkim, ja nie żyję, chyba tylko tyle, ile cierpię z powodu wszystkich, którzy są mi najbliższymi, to jest ojca i siostry.

=

Mocna książka o delikatnym bardzo i obolałym życiu, które zaowocowało tak wspaniałymi płótnami !

Pieczołowicie udokumentowana (co za zdjęcia w sepii !), raz jeszcze podkreślam: – doskonale ułożona, napisana, wyjawiająca książka.****

Niemal gotowy scenariusz filmowy!

Grażyna Banaszkiewicz

– dziennikarz, reżyser –

*Powszechnie krytycy za najpiękniejszy obraz Olgi Boznańskiej uznają płótno pt. „W Oranżerii” (235×180 cm) z 1890 roku.

**Non Finito – to technika rzeźbiarska, polegająca na celowym niedokończeniu dzieła w całości lub poszczególnych partiach, w celu uzyskania określonego przez danego artystę efektu. Tego rodzaju sposób tworzenia rzeźby zapoczątkował Michał Anioł.

*** Zofia Stryjeńska (1981-1976) – malarka, graficzka, ilustratorka, scenograf, projektantka tkanin, plakatów i zabawek. Związana z Warszawą i Zakopanem.

****Polska Times

Angelika Kuźniak po raz kolejny bierze na reporterski warsztat kobiecą biografię. Tym razem (inaczej niż w przypadku Stryjeńskiej czy Papuszy) historia jest niby dobrze znana, znaczona takimi etapami jak: wyjazd do Monachium, a później do Paryża, nagroda na Wystawie Światowej i weneckim Biennale Sztuki, flirt z postimpresjonizmem. Kuźniak każdy z tych wydawałoby się „rozpracowanych” już epizodów bierze pod lupę, bada, weryfikuje i uzupełnia imponującą liczbą szczegółów. W efekcie powstaje nieposągowa biografia „damy polskiego malarstwa”, ale żywy portret prawdziwej „rebel girl” (zbuntowana dziewczyna – GB) końcówki XIX wieku. Portret wyrazisty, charakterystyczny, nieukrywający wstydliwych detali. Dokładnie taki, jaki na płótnie odmalowałaby sama Boznańska.

Angelika Kuźniak

BOZNAŃSKA

Non finito

Wydawnictwo Literackie

Kraków 2019


Autor: naturalnie