Dla elit
Ależ to malarstwo…

Jak kadry fotografii, a właściwie niczym kadry filmowe, dynamiczne, nasycone kolorem, emocją, dramatyzmem, nostalgią … Co za rysunek, co za rozmalowanie, tonacje …

Uciekała mi ta wystawa – w natłoku obowiązków i spotkań – w Warszawie. I gdy już byłam nieco tym faktem rozdrażniona, tym ciągłym w stolicy pędem, usłyszałam: – Spokojnie, ta wystawa przyjedzie do Ciebie !

Do mnie, czyli do Poznania. I tak się w istocie stało.

Otrzymałam zaproszenie: Józef Brandt 1841-1915 , z adnotacją: Wystawa monograficzna Józefa Brandta  przygotowana w Muzeum Narodowym w Warszawie we współpracy z Muzeum Narodowym w Poznaniu, jest zakrojonym na szeroką skalę pokazem twórczości artysty uznanego za najwybitniejszego polskiego batalistę.

Na wystawie znalazło się blisko 100 obrazów olejnych, kolekcja rysunków i fotografii artysty, a także zbiór militariów i przedmiotów sztuki zdobniczej tworzących zrekonstruowaną pracownię artysty.

Musiałam odkleić się od komputera i znaleźć w swoim rytmie tygodnia przestrzeń na pobycie na tej ekspozycji. Przy czym nie bez powodu używam tu słowa „pobycie”.

Galeria obrazów Brandta okazała się bowiem nie po prostu prezentacją jego obrazów, czy w ogóle dorobku artystycznego Brandta, ale tak skonstruowano ekspozycję, że miało się poczucie wyprawy w inny czas, w inne realia, przestrzenie – tyleż zaciekawiające, opowiadające o przeszłości, co budzącą różne – nawet nostalgiczne – refleksje.

Jest bowiem malarstwo Brandta „zapisem” czasu trudnego, tragicznego, wydarzeń walk, tułaczki, osamotnienia, a przy tym zapisem realistycznego krajobrazu, nie tylko z pól bitewnych.

Jest dokumentem tego, że ciągle przychodziło nam zmagać się z tragediami państwa oraz tragediami w wymiarze losów poszczególnych.

Bardzo głębokie są te brandtowskie malarskie zapisy. Detaliczne. I – jak już nadmieniłam – dynamiczne, brawurowe, vide: „Potyczka ze Szwedami”, „Alarm”, „Wyjazd z Wilanowa”…

Dla mnie osobiście wystawa przyniosła w części już stricte fotograficznej, w tych z kolei wyblakłych, w sepii ujętych krajobrazach Buczacza, Zaleszczyk, Trembowli, Czerniowców i innych na „tamtych terenach” (tak się w domu mówiło) miejscowości, ich wizualizację, tym samym urealnienie wspomnień, retrospekcję długiej w rodzinie tęsknicy z powodu niemożliwości powrotu, czy choćby odwiedzin stron pochodzenia.

=

Ale, trochę teraz o samym Brandcie, w notach biograficznych opisywanym formułą: Malarz, przedstawiciel nurtu batalistycznego w malarstwie drugiej połowy XIX w., w latach 70. i 80. przywódca polskiej kolonii artystycznej w Monachium. Urodzony w 1841 w Szczebrzeszynie.

Zmarł w 1915r. w Radomiu.

Uszczegóławiając:

Artysta pochodził ze znanej i zamożnej rodziny warszawskich lekarzy. Jego dziadek, profesor medycyny na Uniwersytecie Warszawskim, w 1824 roku za wybitne zasługi w pracy naukowej uzyskał tzw. nobilitację.

Pierwszych lekcji rysunku przyszłemu artyście udzielała matka, Krystyna z Lesslów, uzdolniona malarka-amatorka, córka znanego architekta, Fryderyka Alberta Lessla.

Po śmierci męża w 1846 r. zamieszkała z pięcioletnim zaledwie Józefem u swego brata Stanisława Lessla w majątku Grzmiące pod Radomiem. Niemało czasu spędzała również w pobliskich Konarach należących do jej szwagra, Adama Helbicha.

W 1858 r. Józef Brandt ukończył gimnazjum w Instytucie Szlacheckim. Rok później podjął studia w Ecole des Ponts et Chaussées w Paryżu, przygotowując się do zawodu inżyniera.

Niemniej, pod wpływem spotkania w stolicy Ftancji z Juliuszem Kossakiem podjął decyzję

o wyborze drogi artystycznej.

Kilka miesięcy uczęszczał do pracowni Léona Cognieta. Korzystał jednocześnie ze wskazówek Kossaka, również przebywającego w tym samym czasie w Paryżu Henryka Rodakowskiego.

Jesienią 1860 r. wrócił do Warszawy, by wkrótce – wraz z Juliuszem Kossakiem – wyruszyć

w podróż na Ukrainę i Podole.

I to owa podróż, zetknięcie się z tamtejszą przyrodą, stylem, trybem życia ludzi tego regionu,

wywarła decydujący wpływ na określenie Brandta malarskich, ale też w rysunku i fotografii, zainteresowań tematycznych.

Jego ukraińskie fascynacje znalazły odzwierciedlenie w motywach pierwszych prac, którymi zadebiutował w 1861r. na wystawie Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Przy czym wtedy

były to niemal wyłącznie akwarele wykonywane pod kierunkiem i w manierze Wojciecha Kossaka.

Dwa lata później wyjechał na studia do Monachium. Krótko kształcił się w pracowni Alexandra Strähubera, potem w klasie kompozycji Karla Piloty’ego w monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Od maja 1863r. Brandt pracował w prywatnym atelier Franza Adama, wybitnego batalisty.

Ten moment – podkreślają krytycy sztuki – bez wątpienia on wywarł największy wpływ

na ukształtowanie się talentu Brandta, który krótko uczęszczał i do pracowni malarstwa akwarelowego Teodora Horschelta. Korzystał przy tym z jego wspaniałej kolekcji starej broni i rynsztunku wojskowego, cennej pomocy przy malowaniu obrazów historyczno-batalistycznych.

Także z poparciem i przyjaźnią Franza Adama wszedł w środowisko artystyczne, co więcej –

do grona elity towarzyskiej Monachium. Jego pozycję ugruntowały równolegle pierwsze sukcesy malarskie.

Duże zainteresowanie francuskiej krytyki i publiczności wzbudził obraz Brandta „Chodkiewicz pod Chocimiem” – zaprezentowany na Wystawie Powszechnej w Paryżu w 1867r. , wysoko oceniony także w recenzjach niemieckiej prasy. Zaś kompozycja „Powrót spod Wiednia – Tabor” została zakupiona do zbiorów cesarza Austrii Franciszka Józefa.

Powodzenie skłoniło Brandta do osiedlenia się w Monachium.

W 1870r. założył tam samodzielną pracownię i z czasem stał się w stolicy Bawarii niekwestionowanym przywódcą polskiej kolonii artystycznej.

Kolegów, a także przybywających na studia do Monachium młodocianych adeptów sztuki.

wspierał radami, pomocą, nierzadko i finansowo.

Od połowy lat siedemdziesiątych tamtego stulecia w swoim atelier prowadził nieformalną szkołę malarstwa, skupiającą szczególnie uczniów Polaków.

Kiedy w 1877r. poślubił Helenę Pruszakową, rok rocznie lato spędzał z rodziną w majątku żony w Orońsku koło Radomia. No i nadal podróżował na Ukrainę, skąd przywoził liczne swoje nowe studia i szkice, również zabytkowe przedmioty – tworząc tym samym (cenną dzisiaj !) własną kolekcję dawnej broni, strojów, instrumentów muzycznych i innych historycznych rekwizytów, którą zapisem testamentowym przekazał ją narodowi polskiemu.

Na prezentowanej w Warszawie, następnie do 6 stycznia br. w Poznaniu wystawie, jak wspomniałam wcześniej, odtworzona została pracownia Brandta, pokazano w niej owe zbiory.

W latach 70. i 80. XIX w. – czytamy w opracowaniach o artyście – powstały najwybitniejsze dzieła Brandta, on sam znalazł się u szczytu sławy, co wiązało się i z jego (krytyka wyraźnie to zaznacza) bez precedensu wśród polskich artystów żyjących za granicą, sukcesami finansowymi.

Po prezentacji Bitwy pod Wiedniem na Wystawie Powszechnej w Wiedniu w 1873r. Brandt został odznaczony Orderem Franciszka Józefa. Dwa lata później powołano go na członka Berlińskiej Akademii Sztuki. W 1878r. mianowano honorowym profesorem i członkiem Akademii Bawarskiej.

W 1881r. – zachowując chronologię zdarzeń – otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu św. Michała.

Wspomniałam, że należał Brandt do najściślejszej elity towarzyskiej Monachium. W literaturze na jego temat podkreśla się, iź cieszył się przyjaźnią i szacunkiem księcia regenta Luitpolda oraz fakt, że zwieńczeniem jego monachijskiej kariery stał się, przyznany w 1892r., Order Zasługi Korony Bawarskiej, wiążący się z nadaniem mu szlachectwa królestwa Bawarii oraz tytułu Rittera(rycerza).

Lista zaszczytów Józefa Brandta jest obszerna. Jak nadmieniałam, należy on do nielicznego grona twórców, którzy za życia zostali nimi uhonorowani, którzy za życia cieszyli się uznaniem swojej twórczości. Obszernie o tym wszystkim traktują pozostałe po wystawie publikacje, głównie okazały, trzytomowy katalog. W znacznie skróconej formie „Przewodnik po wystawie Józef Brandt (1841-1915)”. W antykwariatach można napotkać wcześniejsze opracowania jego twórczości, także albumowe.

Czytamy w nich: – Z żywym temperamentem i gawędziarską swadą Brandt wskrzeszał na płótnie rycerską przeszłość Rzeczypospolitej – idealizowany, egzotyczny świat awanturniczej epopei, której bohaterami byli Kozacy, Tatarzy, lisowczycy, buńczuczna szlachta i mężne rycerstwo kresowe, a jej tłem bujna przyroda Podola i Ukrainy. Równolegle do obrazów tematycznie związanych

z dziejami wojen siedemnastowiecznych malował motywy rodzajowe z życia wsi i prowincjonalnych miasteczek – najczęściej były to wyjazdy na i powroty z jarmarków, sceny na targowisku lub przed karczmą, z nieodłącznym towarzystwem koni. Malował także dzieła o tematyce myśliwskiej oraz sentymentalne scenki rodzajowe, inspirowane dumkami ukraińskimi, zatytułowane „ Zaloty”, „Przy studni” lub „Kozak i dziewczyna”.

Wątków do swoich obrazów często szukał w literaturze, m.in. w utworach Wincentego Pola,

Kajetana Sufczyńskiego i Bohdana Zaleskiego lub w pamiętnikach Jana Chryzostoma Paska

czy księdza Wojciecha Dembołęckiego.

=

Chodząc po tej obszernej wystawie byłam naprawdę pod dużym wrażeniem każdego na płótnach szczegółu, a przecież rysunek większości obrazów jest niezmiernie gęsty, przy tym detaliczny.

W kłębiących się orszakach widzimy każdą twarz, jej ekspresję, każdy gest tej czy innej postaci, czujemy jej emocje, temperament.

Podobnie z anatomią zwierząt, równoległych towarzyszy człowieka. To wnikliwe studium psów, koni, ptactwa, nacechowane niebywałym zmysłem obserwacji i empatii.

Dlatego już tu na wstępie odniosłam się do obrazów Brandta, jako do kadrów filmowych. Może ktoś się kiedyś pokusi o stworzenie z nich animacji, właśnie filmowej narracji…

Te obrazy mają, raz jeszcze podkreślam, ów filmowy potencjał.

Jest w nich coś jeszcze, co przynależy tylko wielkim twórcom.

Kiedy mamy do czynienia z pejzażem, z oddaniem na nim określonej pory roku, to wicher z płótna jakoś nas dotyka, mróz, mgła także. Jeżeli mamy na płótnie bitewny tumult, to zarówno zbliżamy do obrazów twarz lub odsuwamy się na – psychicznie bezpieczną odległość. …, bowiem – znowu do opisów historyków sztuki sięgnę:

– Jedną z charakterystycznych cech twórczości Brandta była niezwykła zdolność sugerowania środkami malarskimi wrażeń akustycznych, wynikających ze specyfiki przedstawianej sceny.

Ten aspekt jego malarstwa, niewątpliwie płynący z uzdolnień muzycznych artysty, w sposób szczególnie sugestywny ujawniają takie dzieła, jak: „Powitanie stepu”, 1874r. (motyw znany z wielu replik, występujących również pod tytułem „Pieśń zwycięstwa”), „Bogurodzica”, ok. 1909r. czy „Wesele Kozackie”, 1893r. (kilka wersji). Wszystkie nawiązują do jednego schematu kompozycyjnego – pod jasnym, pogodnym niebem, po bezkresnej przestrzeni stepu przesuwa się tryumfalny, radosny pochód kozaków, rycerzy polskich lub orszaku weselnego z instrumentami w dłoniach i śpiewem na ustach. Rozwiane grzywy końskie, łopoczące na wietrze sztandary oraz wstążki weselnych strojów, strzelające na wiwat samopały zdają się wzmacniać efekty właśnie akustyczne, decydujące o ekspresji tych obrazów.

Ale – odnosząc się do powyższych uwag – podobnie, tyle że z odwróceniem nastroju rzecz ma się i w obrazach zgoła nie sielskich, jak „Czarnecki Koldyngą”,1870r., jak „Potyczka ze Szwedami”, 1878r., jak „Alarm”, 1896r. – gdzie wręcz słyszymy surmy bojowe, albo realną modlitwę w obrazie „Modlitwa w stepie”, 1894r..

Po prostu, wielki twórca ma w sobie coś, co dzisiaj określimy multimedialnością. Widzi, słyszy, multiplikuje. Ważny jest rysunek, siła, gęstość kreski, każdy tak realnie jak i emocjonalnie, wrażeniowo stymulowany dotyk pędzla, każdy format – kadr obrazu. Wszystko osadzone, co znowu podkreślam, w doskonałym zmyśle obserwacji, udokumentowanych szczegółach.

Toteż – raz jeszcze do opisów krytycznych sięgnę:

Twórczość Brandta nie poddaje się jednoznacznej klasyfikacji. Przez współczesnych artyście krytyków i późniejszych historyków sztuki była łączona zarówno z nurtem realizmu, jak i z konwencjonalną, skostniałą w swoich kanonach sztuką akademicką.

Jednak najbliższa malarstwu Brandta wydaje się ta specyficznie polska formuła realizmu, zaangażowanego emocjonalnie, naznaczonego żywiołowym temperamentem i romantycznym

w swojej istocie bogactwem wyobraźni jego twórcy.

=

Wspomniałam tu wcześniej o małżeństwie Józefa Btandta, o jego osiedleniu się pod Radomiem. Wyprawach na Ukrainę.

– Gwałtowne zmiany przyszły – czytamy w biografiach – wraz z wybuchem I wojny światowej. Żołnierze niemieccy zarekwirowali najpierw konie, potem rozgrabili dzieła sztuki, zapasy ze spiżarni i stodół, w końcu także ubrania i przedmioty codziennego użytku. Wiosną Brandt przeszedł zapalenie płuc. Niedługo potem cała rodzina została zmuszona do ewakuacji. Przenieśli się do Radomia

na ul. Szeroką (obecna ul. Piłsudskiego). Dotknięty depresją i poczuciem niesprawiedliwości dziejowej artysta zapadł na powtórne zapalenie płuc, z którego już nie wyszedł. Zmarł w Radomiu 12 czerwca 1915 roku. Pochowano go obok matki i jej brata Stanisława Lessla na cmentarzu miejskim przy ul. Limanowskiego w Radomiu.

Grażyna Banaszkiewicz

(zdjęcia autorki i materiały prasowe)

Józef Brandt 1841–1915

Muzeum Narodowe w Warszawie

22 czerwca – 30 września 2018

Kuratorki: Ewa Micke-Broniarek, Agnieszka Bagińska, Zbiory Sztuki Polskiej do 1914 r. MNW

Współpraca: Krystyna Znojewska-Prokop, Zbiory Sztuki Polskiej do 1914 r. MNW; Anna Masłowska, Zbiory Ikonograficzne i Fotograficzne MNW; Anna Lewandowska, Pracownia Konserwacji Malarstwa na Płótnie MNW.

Wystawa zorganizowana przez Muzeum Narodowe w Warszawie we współpracy

z Muzeum Narodowym w Poznaniu.

Muzeum Narodowe w Poznaniu

28 październik 2018 – 06 styczeń 2019

Kurator: Maria Gołąb

Wystawom towarzyszył obszerny, bogato ilustrowany 3-tomowy katalog obejmujący całość œuvre Brandta, czyli – zarówno dzieła istniejące, jak i uznawane obecnie za zaginione oraz informacyjny, acz treściwy folder. Oba dostępne w obu muzeach.

Korzystałam w swojej relacji także z opracowań p. Ewy Micke-Broniarek oraz z informacji zawartych na portalu Culture.pl


Autor: naturalnie