Wieniawski poleca
Gorące krzesła…

Sala w euforii. Kolejnym finalistom Konkursu, bez względu na to, czy rzeczywiście na nią zasługują, gotuje niezmiernie gorącą owację. W mediach natomiast wrze, w prasie tytuły „Wygrało jury”. Panuje oburzenie wobec przystępowania do jury dopiero w IV etapie (dotyczy Yuria Simonowa), wobec zmiany sposobu oceniania biorących udział w Konkursie młodych skrzypków, wobec braku w finale przedstawicieli Polski, wobec powiązań jurorów z tu występującymi – oceniają (forują ?) profesorowie swoich uczniów. W rozmowach podaje się powiązania określonych szkół, porównuje zaistniałą sytuację z tym, co wydarzyło się na niedawnym Konkursie Chopinowskim… Czyżby również owe wysublimowane, znaczące spotkania muzyczne stały się polem własnych spektakularnych roszad? Czy po bulwersujących zdarzeniach w sporcie, sprzedawanych meczach piłkarskich, dopingu, ect. skażona zostaje muzyka, która ponoć łagodzi obyczaje.

Codziennie spotykam w Auli kilka tych samych osób, które od lat w Dniach Wieniawskiego zasiadają w fotelach każdego wieczoru, od przesłuchań do Gali. W przerwach snują wspomnienia, zwłaszcza o spotkaniach z Wandą Wiłkomirską. Zawsze z miętówkami pani -już na emeryturze – doktor nauk przyrodniczych, skrzypek z Berlina, który po wypadku 25 lat temu nie ma lewej ręki, nie może grać, ale jego miłość do skrzypiec nie wygasła, profesor Wojciech Hora z Uniwersytetu Artystycznego z II Pracowni Bioniki. I jego właśnie poprosiłam o kilka słów refleksji dla „Naturalnie”: – To jest zaczarowany czas – rozemocjonował się – to święto tych, którzy kochają muzykę, święto na które czeka się przez pięć lat, a gdy przychodzi jest pełne prezentów, właśnie czarów i refleksji. Jako przedstawiciel sztuk pięknych mam poczucie wspólnoty ze środowiskiem muzyków, nie tylko przez fakt że mam wśród nich wielu przyjaciół. Bardziej może kieruje mną świadomość istoty kreacji artystycznej tożsamej zarówno dla muzyki jak i sztuk plastycznych. Ta kreacja to złożenie Wartości Logicznych przeplecionych gęsto poezją i uczuciem. W muzyce to jest najbardziej widoczne. Mam stały kontakt z Konkursem od 1981 roku. Dał mi On – poza przeżyciem stricte muzycznym – szansę poznania fantastycznych ludzi – takich jak Wanda Wiłkomirska, Henryk Szeryng, czy Ida Haendel. Ludzi wielkiego formatu i wielkiej mądrości, których słowa o sztuce często cytuję moim studentom, bo chcę by byli humanistami w sztuce… Konkurs obecnie trwający też udowadnia, że warto było czekać. Na wrażenia, na różne uświadomienia, na piękne wykonania, które każdy może oceniać wedle własnej skali wartości , wrażliwości i wiedzy muzycznej. Moje wrażenia po III etapie są następujące: piękna praca orkiestry Agnieszki Duczmal otwartej na solistów i wreszcie nie grająca Mozarta słodko. Cudownie grające dwie Azjatki wydostające całą poezję zaklętą w nutach. Trochę ostry Rosjanin. Miło brzmiący Japończyk, mimo że się w paru miejscach pogubił. Dwoje wykonawców, którzy dostali owację większą, niż ich emocje włożone w muzykę i jedna z Polek – choć świetna nie wznieciła we mnie ognia. Szkoda. Generalnie występujący w Konkursie soliści to cudowni młodzi ludzie, mądrzy i świadomi tego co robią, realizujący misję dawania nam szczęścia…

Rozmawiam z krytykami. Krzywią się. Ani jednego Polaka! – Zauważam, że wśród naszej reprezentacji nie było żadnej porywającej osobowości. Jedynie Maria Włoszczowska przeobrażała się wstępując na scenę, ale nie na tyle, by fascynować.
No tak, to prawda – słyszę, ale…
Ale chyba w każdej ze sztuk głównie o osobowość jednak chodzi. Sztuka musi porywać. Sama perfekcja nie wystarcza. Perfekcję się podziwia, nie przeżywa. W tym względzie zgadzam się z Maximem Vengerovem, iż to nie wyścig sportowy. Niemniej skoro przyjęto określoną, punktowaną skalę ocen, jej wymiar winien chyba ostatecznie obowiązywać. Wyobrażam sobie jednak, jaka wówczas nastąpiła konsternacja. Wynik sumowany kalkulatorem mógłby, przypuszczam, bardziej jeszcze porazić.

Sam czwarty etap, mimo aplauzu publiczności po grze Soyoung Yoon (owacji kierowanej wyraźnie do jury!), Miki Kobayashi i Erzhana Kulibaeva, daleki jest – dla mnie – od finałowych oczekiwań. Orkiestra Filharmonii Poznańskiej pod dyr. Marka Pijarowskiego nie gra spójnie, to szereg rozrzuconych dźwięków z dominantą waltorni i puzonów. Niemal w ogóle nie słyszę skrzypiec. Złośliwi mogą powiedzieć, że wrzawa orkiestry tuszuje zagubienie się Araty Yumi zwłaszcza w trudnym I Koncercie a-moll op. 77 D. Szostakowicza, bez zrozumienia grany przez Aylena Pritchina Koncert skrzypcowy D-dur op. 35, czy mocne znowu (on gra siłą smyczka!) potraktowanie pięknego Koncertu skrzypcowego d-moll op. 47 J. Sibeliusa przez Stefana Tararę. Kiedy jednak wychodzę po koncercie z bólem głowy od tych „marszowych” orkiestrowych rytmów – mam poczucie, że solistom też łatwo nie było. Poza tym w kwestii muzyki Szostakowicza, czy Czajkowskiego, prócz lekcji skrzypiec, młodzi ludzie winni zostać wprowadzeni i w realia specyficznego historycznego czasu obu znakomitych kompozytorów.
Uwiódł mnie ostatecznie Erzhan Kulibaev . To on zagrał II Koncert skrzypcowy d-moll op. 22 H. Wieniawskiego nie bez potknięć, ale w całości czarownie, wydobywając z skrzypiec dużą amplitudę barw, budując nastroje mieniące się w tym Koncercie. On jeden osiadł wreszcie w Wieniawskim !

Piszę, a na pulpicie laptopa widzę już ostateczne rozstrzygnięcie IV etapu zmagań.
Historyczny w kalendarzu Konkursów moment: 21.10.2011, godz. 22:30, Dyrektor XIV Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego Andrzej Wituski ogłasza:

SOYOUNG YOON (Korea Płd.) – I nagroda (30.000 EUR)
XIV Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego
i Złoty Medal Towarzystwa Muzycznego im. Henryka Wieniawskiego.

MIKI KOBAYASHI (Japonia) – II nagroda (20.000 EUR)
XIV Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego
i Srebrny Medal Towarzystwa Muzycznego im. Henryka Wieniawskiego.

STEFAN TARARA (Niemcy) – III nagroda (12.000 EUR)
XIV Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego
i Brązowy Medal Towarzystwa Muzycznego im. Henryka Wieniawskiego.

Pozostali uczestnicy :
ERZHAN KULIBAEV (Kazachstan), ARATA YUMI (Japonia)
i AYLEN PRITCHIN(Rosja) – trzy równorzędne wyróżnienia i nagrody
po 5.000 EUR.

Maria Włoszczowska (Polska) zdobyła Nagrodę Specjalną Maxima Vengerova:
12 indywidualnych lekcji.

Zatem, kilka słów o finalistach:
SOYOUNG YOON
Studiuje na Uniwersytecie Artystycznym w Zurichu, w klasie mistrzowskiej prof. Zakhara Brona. Po zdobyciu licznych najwyższych nagród w konkursach w Korei zaczęła osiągać sukcesy na scenach międzynarodowych. Występowała – co wyraźnie dawało jej tutaj swobodę bycia na scenie – wybitnymi orkiestrami koreańskimi i europejskimi.
MIKI KOBAYASHI
Przygodę ze skrzypcami zaczęła jako czteroletnia dziewczynka. Kształci się w Austrii, w Konserwatorium Wiedeńskim, jest uczennicą prof. Pavla Vernikova. Mając dziesięć lat grała już jako solistka w swoim na koncertach w rodzinnym kraju.
AYLEN PRITCHIN
Rozpoczął naukę w wieku sześciu lat. Od 2005 roku studiuje w Konserwatorium Moskiewskim im. P. Czajkowskiego w klasie prof. Eduarda Gracha. Uczestniczył w kursach mistrzowskich m.in. u takich mistrzów jak Shlomo Mintz, Zakhar Bron, czy Vadim Sakharow. Zdobył nagrody w kilku znaczących konkursach skrzypcowych.
STEFAN TARARA
Występuje od czwartego roku życia. Ukończył studia – z najwyższą oceną – u prof. Zakhara Brona. Uczestniczył – o czym pisałam – w poprzedniej edycji Konkursu, ale nie powiedział wtedy ostatniego słowa. Teraz wrócił, zagrał… i został finalistą XIV Konkursu. Dziś jest nie tylko solistą współpracującym z liczącymi się orkiestrami, ale także zdolnym kameralistą.
ARATA YUMI
Miał cztery lata, kiedy po raz pierwszy zagrał na skrzypcach. Grał metodą Suzuki. Ukończył Toho Gakuen of Music. W 2002 roku spotkał prof. Zakhara Brona i obecnie kształci się w Europie, w Zürcher Hochschule der Künste w Szwajcarii. Jest jednak kontynuatorem umiłowania przez japońskich muzyków – czego liczne dowody mieliśmy w poprzednich edycjach Konkursu twórczości H. Wieniawskiego.
ERZHAN KULIBAEV
Studia muzyczne rozpoczął w rodzinnej Ałma -Acie, następnie kontynuował je w
Moskwie. Obecnie jest studentem wyższej Szkoły Muzycznej królowej Zofii
w Madrycie oraz w Państwowym Konserwatorium im. M. Glinki w Nowosybirsku pod kierunkiem prof. Zakhara Brona. Zdecydowanie jednak jest reprezentantem szkoły rosyjskiej. Gra na wspaniałym instrumencie Stradivari „Rode”, o czym też już obszerniej pisałam.
MARIA WŁOSZCZOWSKA
Uczyła się w klasie prof. Mirosława Ławrynowicza. Obecnie jej nauczycielem jest prof. Jan Stanienda. Wielokrotnie uczestniczyła w krajowych i międzynarodowych kursach mistrzowskich, gdzie kształciła się m. in. pod kierunkiem prof. Matisa Vaytsnera, prof. Siergieja Krawczenki, prof. Petru Munteanu, prof. Larissy Kolos, prof. Wolfganga Marschnera. Koncertowała w Polsce, Niemczech, Holandii, Francji, Norwegii i Szwajcarii, grając recitale i występując jako solistka z orkiestrami.

Karta tego Konkursu zamknięta. Nie wydaje mi się, by werdykt nie był adekwatny do przebiegu zdarzeń w minionych dwóch tygodniach. Wszelkie oceny są trudne, będę o tym jeszcze pisała i po Koncercie Finałowym, i po Koncercie Nadzwyczajnym – Maxima Vengerova, który … jednak zagra. Mam bowiem w zanadrzu rozmowę z Mavimem Vengerovem i jej dopełnienie, relację mamy maestra – Łarisy Vengerovej, autorki książki o swoim synu – „Pedagogiczeskij etiud” napisanej w 2004 roku, momentami niebywale wzruszającej.

Nie było w tej relacji niczego o tytułowych krzesłach? – Trochę musiałam ochłonąć z napięć ostatnich dwóch dni. W Biurze Prasowym -urwanie głowy. Dojeżdżali kolejni dziennikarze, zaproszeni goście. Wzmożone dopytywania o programy, ekskluzywnie wydany, bibliofilski kalendarz poświęcony H. Wieniawskiemu, kalendarz na 2012 rok, ale – rozpoczynający się 8 października br., dalej – o bieżące publikacje, informacje, ale nade wszystko o wejściówki, o bilety. Tu tak naprawdę widać rangę Konkursu. To w Biurze Prasowym zrodził się termin „gorące krzesła”. Gdy tylko, któreś się zwalnia, już ktoś na nie przysiada. Podobnie zresztą stało i w Auli. Nie zajmowane w trakcie pierwszych etapów Konkursu miejsca podsiadał kto mógł, rozczarowując się ostatecznie, że komfort śledzenia finału zamieniał się teraz w kibicowanie skrzypkom spod ściany… I jestem pełna podziwu dla wytrwałości tych właśnie zagorzałych melomanów. Nikt nie wyszedł i to nie w ich kieszeniach dzwoniły komórki!

Grażyna Banaszkiewicz
(zdjęcia autorki)


Autor: naturalnie