Informacja pierwsza. Tylko około kilku procent wychowanków domów dziecka jest „prawdziwymi” sierotami. Stracili oni rodziców, często w tragicznych okolicznościach. Reszta wychowanków, to albo półsieroty, albo dzieci, których rodzice z jakiś względów mają ograniczone lub odebrane prawa rodzicielskie. Dom dziecka dla wychowanka jest zawsze traumą. Właściwie nie jest to sam dom, ale chroniczny brak rodziców. I brak perspektyw. Już w domu dziecka stykają się ze światkiem przestępczym. Szczęściarzom po ukończeniu osiemnastu lat udaje się odnaleźć. Znacząca część zasila grono gangsterów czy prostytutek. Odnalezienie się nie jest proste.
Informacja druga. Adopcja jest dla podoopiecznych domów dziecka jak wygrana w totolotka. Marzenie o własnym domu, prawdziwej rodzinie, swoim pokoju, miłości jest szczytem pragnień.
Informacja trzecia: Rodzice niemal nigdy nie są źli. Nawet jeśli piją, biją, nie dbają, pamiętają jedynie na święta, albo i rzadziej. Ale zawsze są. Mimo wielkich dramatów, za każdym razem kiedy przyjeżdżają budzą iskierkę nadziei. Nadziei na normalność. Nadziei niejednokrotnie utopionych w butelce.
Informacja czwarta: Przeciętnie procedura adopcyjna trwa około 2-3 lat. Wiele zależy od stopnia skomplikowania sytuacji dziecka. Idealnie, kiedy rodzice zrzekną się praw rodzicielskich. Po zakończeniu procedur, dziecko trafia do rodziny adopcyjnej. W większości przypadków losy dzieci są nie mniej zagmatwane niż dorosłych. Ich rodzice często chcąc uspokoić sumienie nie chcą zgodzić się na zrzeczenie się praw do dziecka, mimo, że wiedzą, iż nie będą w stanie się nimi właściwie zająć. Zdarza się, że nie utrzymują z dziećmi kontaktu przez kilka lat, a mimo to nie pozwalają, aby prawną sytuację dzieci uregulować.
Informacja piąta: istnieje w Polsce adopcyjne podziemie. Zasada jest prosta. Trzeba znaleźć matkę – najczęściej młodą i samotną, która chce urodzić dziecko, ale planuje oddać je do domu dziecka. W kontakcie pomagają internetowe fora. Gdy rodzina starająca się o potomstwo i matka biologiczna się dogadają, reszta to kwestia formalności. Matka biologiczna rodzi dziecko, natychmiastowo zrzeka się praw rodzicielskich. Rodzina oczekująca na dziecko występuje do sądu o usynowienie i czasem nawet w kilka miesięcy może mieć dziecko u siebie. Bez zbędnych formalności, procedur, niepotrzebnych pytań. Urzędnicy z domów dziecka krytykują taką „adopcję ze wskazaniem”, podkreślając, że sprawa jest moralnie dwuznaczna. Niektórzy mówią nawet o handlu dziećmi i to w majestacie prawa. Nigdy nie wiadomo czy biologiczna matka po urodzeniu nie zechce się wycofać. Pozostaną zawiedzione nadzieje niedoszłych rodziców. Całość dzieje się niejako w podziemiu, bez współpracy z psychologami czy specjalistami z różnych dziedzin.
Z drugiej strony każdy zdrowo myślący człowiek zauważy, że oczekiwanie na dziecko dwa, a nawet trzy lata, to okres zdecydowanie za długi. Czas działa tu na niekorzyść i rodziców i dziecka. Łatwo przewidzieć, co czują rodzice, gdy po wieloletnich staraniach o dziecko i dobrze przemyślanej decyzji o adopcji, dowiadują się z ust urzędnika, że przyjdzie im czekać kolejne lata, podczas których będą szczegółowo wypytywani o najdrobniejsze szczegóły ich życia. Przed aparatem państwowym będą musieli udowodnić, czy nadają się na rodziców. Wielu z nich dostrzega niesprawiedliwość, słusznie zauważając, że rodzice dziecka z „normalnej” rodziny nie muszą przechodzić takich testów. Dzieci się rodzą i państwo nie pyta, czy rodzice mają pieniądze i warunki do ich utrzymania. Tymczasem rodzice adopcyjni pytają, dlaczego muszą tłumaczyć się z tego, że chcą dokonać czegoś szlachetnego.
Polityka prorodzinna często trafia na wyborcze sztandary. Prawa adoptowanych i ich rodziców już rzadziej. Jest to chyba kolejne w naszym kraju zaniedbane pole, które czeka na uporządkowanie, choćby przez rzecznika praw dziecka.
Piotr Chudziński
12.06.2008.
Autor: naturalnie