Dla elit
Wyobrażanie form

Architektura jest w naszym życiu oczywistością. Do tego stopnia oczywistością, że nie prowadzimy z nią, czy wobec niej żadnego dyskursu, dopóki nie wtargnie w naszą przestrzeń obiekt, burzący nasze obycie z otoczeniem. Co zdumiewające, nie razi nas unifikacja, wykwit kiczu, chaos. Zdumiewa, porusza, często oburza bryła niekonwencjonalna, coś, czego nie obejmuje nasza wyobraźnia. To efekt podobny do naszych odniesień do dzieł sztuki. Oparty na tym samych zahamowaniu, wynikającym z braku wykształcenia, uwrażliwienia na piękno w jego szlachetnej formie opartej na określonej, pogłębionej myśli, na harmonii, otwartości w stosunku do drugiego człowieka, na odwadze, a przede wszystkim na wizji tego do czego i w jakim celu się zmierza.
Mam na swojej półce wydaną trzynaście lat temu książkę „ARCHITEKTURA, HISTORIA I TEORIA” poznańskiego, w czwartym pokoleniu architekta, Janusza Ballenstedta.
Według tego autora istnieje żywa do dziś, pięciowiekowa tradycja wolności architekta, który w pracy twórczej wyraża swoją osobowość. Jednak do słowa wolność – pisze – należy dodać inne, o którym zbyt mało się mówi. Tym słowem jest dyscyplina. Wolność bez dyscypliny jest pustym frazesem.

Kiedy patrzymy na założenia dawnych miast lub starej substancji naszych miast widzimy logikę, funkcjonalność projektu. Gwałtowny w naszej dobie przyrost ludności na kuli ziemskiej, powołał w architekturze myślenie „strategiczne”, zabezpieczenia dachu na d głową tej ludzkiej masie. Świat opasały wysoko kondygnacyjne blokowiska. By nas wszystkich jakoś upchnąć, od lat 70. ubiegłego stulecia „wykwitły” betonowe koszmarne, szybko z tzw. wielkich płyt stawiane domy-mrówkowce.
Bodaj Churchilowi przypisywane jest stwierdzenie: Kształtujemy budynki – budynki nas kształtują.
To zdanie mówi samo za siebie.
Długo by opisywać przeobrażenia, degradację tak obudowanych, „opakowanych” ludzi. Jedno jest pewne: brzydota, prostactwo, rygor (tak te domy stanowią specyficzny „rygor” narzucony ich mieszkańcom!) – budzą agresję…

Ledwie zaczęłam snuć powyższe, na kanwie także zamkniętych bądź kończących się właśnie wystaw: Wrocławska edycja wystawy „Na przykład. Nowy dom polski” w Muzeum Architektury – zamknięta 13 października br., a wcześniej, we wrześniu br. zamknięta pod tym samych hasłem wystawa w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie oraz wystawa „Architektura – ZAPIS IDEI” – do 27 października br. pokazywana w Muzeum Narodowym w Poznaniu, a tu ukazała się poruszająca mocno książka, która – jak już o niej zdążył napisać w artykule „Największa polska katastrofa”(„Gazeta Wyborcza” 04.10.2013) Krzysztof Varga – stać się powinna zaczynem wielkiej narodowej dyskusji, mówić o niej winny wszystkie telewizje i tygodniki opinii. Książka ”Wanna z kolumnadą” Filipa Springera.
Autora już wcześniej ukierunkowującego czytelników na spojrzenie wokół, nakłuwającego beznamiętne godzenie się na porzucenie w architekturze naszego dnia powszedniego wszelkiej idei. Nie tyle przez architektów. Jednak większość z nich wiedzie określony zamysł i estetyka. Choć oczywiście, zaczynem bywa i intratne zamówienie, a dalej, niekiedy żałosne kompromisy.
Co zdecydowanie ! – kontynuując wątek winowajców wszechobecnego pejzażowego śmietnika – przez administratorów wszelkich szczebli, myślących o danych obszarach głownie w kategoriach merkantylnych.

Filip Springer – reporter i fotograf , finalista Nagrody im. R. Kapuścińskiego za Reportaż Literacki 2011, nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia 2012 oraz finalista Nagrody Literackiej Nike 2012 swoje pisanie definiuje słowami: Bez sztuki współczesnej da się żyć, bez architektury absolutnie nie.
Springer jest autorem książek, od wydanej w 2011 roku „Miedzianka. Historia znikania”, poprzez, „Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL” (2012)i „Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach” (2013), nieobojętnych, zauważanych, dyskutowanych, niemniej ”Wanna z kolumnadą” może stać się przyczynkiem do rzeczywistego „czyszczenia” mentalności oraz działań przywołanych tu administratorów polskiej przestrzeni. Ich braku jakiejkolwiek wizji beztroski, rozzuchwalenia, bezkarności.
W jednej z radiowych rozmów (bodaj w „Trójce”) Springrer wyraźnie zauważa: Jeszcze nie czujemy kosztów, które na nas, ludzi urodzonych w latach 80., przyjdą. Będziemy ładować pieniądze w niekończące się drogi na niekończące się przedmieścia, zamiast w edukację, naukę, kulturę, oszczędną energię.
A więc – porusza kwestie edukacji, nie istniejącej w programach powszechnego szkolnictwa,
o czym też powyżej wspomniałam.
Stąd w pełni uprawnione mocne słowa Krzysztofa Vargi ze wspomnianego artykułu w „GW”: – Polska jest jak pobojowisko, gdzie wszystko, co nowe, wygląda jak wyrzucone na śmietnik, bo nasz kraj ma tożsamość wysypiska śmieci.

I stąd zapewne także spory ruch różnych autorów i instytucji wreszcie przebijających się z głosem w sprawie naszej architektury. Przecież nawet sprowadzenie do nas twórców z wielkimi nazwiskami w wymiarze światowym, z dziwnych, bywa nieczytelnych powodów, kończy się katastrofą przestrzenną. Na przykład szklane „dzieło” na pl. Piłsudskiego w Warszawie, skądinąd niekwestionowanej wielkości w gronie architektów, Daniela Libenskinda, zatłukło całą szlachetną klasycystyczną zabudowę ul. Ossolińskich, Wierzbowej …
Centrum Architektury relacjonuje:
W ciągu dwóch lat istnienia nasza fundacja stworzyła trzy wystawy, z których najnowsza, „Na przykład. Nowy dom polski”, będzie przez kilka kolejnych lat promować najlepszą polską architekturę w czasie podróży po Polsce i po świecie, wydała 5 książek, zorganizowała program poświęcony Le Corbusierowi i kilka innych wydarzeń.
Jednocześnie odnosi się bezpośrednio do architektonicznego obrazu Polski: – Na pejzaż współczesnej Polski wpłynęły wzorce z przeszłości – od XIX-wiecznego dworku po peerelowskie domy-kostki – a także nowo doświadczane poczucie wolności i możliwość wyrażania siebie. Efektem są domy dworkopodobne, rozmaite twierdze i McRezydencje, a nawet góralskie chaty na nizinach – przykłady kontrowersyjnego eklektyzmu, podszytego ambicjami i marzeniami bogacącego się społeczeństwa.
Jak pogodzić indywidualne gusta i potrzeby z urbanistycznym ładem w krajobrazie, którego brak jest coraz bardziej dotkliwy?

Najprościej odpowiedzieć – Trzeba mieć odwagę i trzeba mieć wyobraźnię !
Co z kolei implikuje pytanie: Co to jest wyobraźnia ?
Według (to zdanie także zaczerpnięte z książki J.Ballenstedta) „Petit Larousse” jest to umiejętność wyobrażenia sobie przedmiotów z umyśle.
Tak przechodzę do wystawy te moje rozważania rozniecającej. „Architektura – ZAPIS IDEI” w Muzeum Narodowym w Pozanniu.
W jej katalogu bowiem napotykam tekst „Ucieczka w nieważność”. Kogo? Otóż Filipa Springera i – czytam:
Obcując z budynkami, doświadczając dobrej architektury, zastanawiam się zawsze, jak architektom udaje się zachować psychiczną równowagę, spokój wobec swojego dzieła. Bo to dzieło zawsze jest wielkie. Nawet jednorodzinny domek przekracza gabarytem prace większości rzeźbiarzy, malarzy, o pisarzach i poetach nie wspominając, a na jubilerach kończąc. A wielorodzinna kamienica ? A wieżowiec, gmach muzeum, hala dworca, lotniska? I trwać będą na wieki i nasiąkać będą spojrzeniami nawet tych, którzy patrzeć nie chcą. Bo przecież bez architektury nie ma życia, nie ma miasta, nie ma człowieka.

Poznańska wystawa – eksperyment – jak ją na konferencji prasowej nazwał prof. Wojciech Suchocki, dyrektor Muzeum Narodowego, po raz pierwszy wystawiającego idee, myśli w rysunkowych szkicach, makietach i ich opisach, naszych architektów zaciekawiła, ale i pozostawiła niedosyt.
Impresja to raptem, zwłaszcza w stosunku do monumentalnej imprezy jaką od lat stanowią ekspozycje Międzynarodowego Biennale Architektury w Wenecji, czy innych światowych przekrojowych demonstracji, przeglądów, porównań. Gdyż świat od dawna już prowadzi dyskurs związany z tym co przeszłe, zachowane a obecne, krojone na miarę doby informatyki i nanotechnologi, wielkiego przyspieszenia i zaludnienia.
My, dławiąc się rozszalałą brzydotą, krótkowzrocznością, pazernością, wreszcie zaczynamy się bronić.
Konstrukcja poznańskiej wystawy upamiętniającej 125-letnia historię SARP (Stowarzyszenia Architektów Polskich), skupiła się na ukazaniu – objaśniał prof. Wojciech Suchocki -różnorodnych form reprezentacji „pomysłu architektonicznego”, „idei architektonicznej” oraz wstępnych przedprojektowych sposobów reprezentacji koncepcji obiektu architektonicznego. Podjęła próbę uchwycenia zarówno sposobów, w jakich architekci ujmują pierwsze wyobrażenia o mającym powstać obiekcie, ale niekiedy także form późniejszych realizacji. Stała się próbą przerzucenia mostu, pomiędzy entuzjazmem i potencjalnością pierwotnych idei i koncepcji, dalej – możliwością ich późniejszych odczytań, aspiracji, nastroju i emocji obecnych w fotografiach, wykonanych przez samych architektów.

Ważny jest przede wszystkim już sam fakt, że taka wystawa zaistniała, że – znowu to podkreślam – zaczynamy przyglądać się otaczającemu nas chaotycznemu założeniu, dyskutować o tym, co naszą najbliższą rzeczywistością, o naszych domach. Może z bałaganu, z chaosu zacznie wyłaniać się nowy ład. Tu, bardziej wnikliwych odsyłam do wspomnianego opracowania Janusza Ballenstedta, prowadzącego czytelnika przez architekturę w zarysie historycznym, od starożytności. Rzec można, że wszystko zrodziło się na kamieniu, trudnym, wymagającym. Dzisiaj zbyt powszechnie ufa się internetowym makietom, no i „zapachowi” pieniędzy.
Jesteśmy dużym krajem lecz ciągle myślimy skrawkami i doraźnością. No i (eufemistycznie rzecz ujmę) na potęgę podglądamy !!!
Nie ma tu (no i nie będzie, jak długo nie stanie odwagi w przekraczaniu linii okręgu), Zahy Hadid czy Santiago Calatravy. Umownie przywołuję te nazwiska bezdyskusyjnych, jednocześnie modnych indywidualności ze światowej elity architektów.
Może dlatego, że – pomyślałam tak przyglądając się na wystawie „Architektura – ZAPIS IDEI” planszy zatytułowanej „Dom Mai” opatrzonej podpisem: Domy z płaskimi dachami rysują tylko dzieci architektów – to jest ten zaklęty krąg, zamknięty szczelnie krąg (raz jeszcze kwestia edukacji!) – „domy z płaskimi dachami rysują tylko dzieci architektów” …

Grażyna Banaszkiewicz
(zdjęcia autorki)


Autor: naturalnie