23 stycznia mija XI rocznica śmierci Ryszarda Kapuścińskiego, którego motto towarzyszy "Naturalnie" od lat: Znaleźć słowo trafne, które jest w pełni sił, jest spokojne, nie histeryzuje, nie ma gorączki , nie przeżywa depresji, można mu ufać . Znaleźć słowo czyste, które nie spotwarzyło, nie doniosło, nie wzięło udziału w nagonce, nie mówiło, że czarne to białe…
Przypominamy refleksję autorstwa Grażyny Banaszkiewicz…
—————————————————-
Każdy kto choć trochę znał Ryszarda Kapuścińskiego wiedział, że nie zwykł On poddawać się, obnażać słabości, przyznawać do bólu, do zwątpienia właśnie. Miał przecież swoiście brawurowy sposób życia, często wyzywał los:
„6.01.07
– Chwile zwątpienia.
Odsuwaj je na ile można.”
O zagrożeniach, o ocieraniu się o niebezpieczeństwa, a czasami wręcz o śmierć – bywało, nieco zawadiacko relacjonował po faktach. Ale ten przytoczony zapis pochodzi z dni ostatnich. Ze szpitala, do którego trafił, bezpowrotnie, 26 grudnia 2006 roku.
Jego reporterska natura kazała Mu możliwie codziennie zapisywać, chociaż kilkoma słowami kartki, mające potem, gdy już będzie dobrze, gdy opuści tę wyspę*, posłużyć do … Tego się nie dowiemy, do czego skrupulatnie, na ile tylko mógł – bo były dni z zapisem jednozdaniowym, albo nic, pusta kartka – sygnał, że bardzo osłabł, że nie był wstanie… miały posłużyć.
Dzień przed cytowaną powyżej notatką, w piątek 5.01.07, uwaga wręcz obszerna, z przejmującym wyznaniem:
„/…/Jestem krańcowo wymęczony, ale ciągle, dopóki starczy sił – chcę walczyć –
Który to filozof francuski napisał książkę pt. – „Człowiek – maszyna”? (La Mettrie?)
Jakże nie doceniamy tego mechanicznego aspektu natury ludzkiej! Aż w końcu podłączony do różnych rurek, pojemników, przewodów i zegarów człowiek widzi, że stał się elementem, i to często drugorzędnym, tego wielkiego świata maszyn.”
Walczył. Pisał. Czytał „Pana Tadeusza”. To był taki rytuał. Gdy szedł do szpitala, brał ze sobą „Pana Tadeusza”. Najpiękniejszą z ksiąg – jak mówił. Cieszył się wizytami bliskich Mu osób. Nawet, gdy z trudem mówił, unosił głowę.
Operacja 23 stycznia 2007 powiodła się. Wieczorem przyszedł jednak rozległy zawał. Serce Jego wycieńczonego organizmu odmówiło dalszej pracy. Przeczuł ten moment. Zostawił wiersz:
Jakże mogłaś mnie
tak opuścić
siło tajemna
zwana życiem?
Jesteś –
nie jesteś
wiatrem
jesteś nie
jesteś
chmurą
jesteś nie – jesteś blaskiem
jesteś nie – jesteś
zorzą – Tajemną bo masz tysiąc postaci form i kształtów
ale nie masz
formy jednej – jednego wyrazu.
Jego Zapiski szpitalne przynosi wydany właśnie Jarosława Mikołajewskiego „Sentymentalny portret Ryszarda Kapuścińskiego”, ze słowem wstępnym żony, pani Alicji Kapuścińskiej, wyznającej:
/…/ „Patrzę na brzozę, którą posadził w ogródku – urosła już do wysokości drugiego piętra i zagląda w okna Jego pracowni.
Na dachu garażu wygrzewają się w słońcu trzy koty: biały, szary i czarny. Zawsze witał je uśmiechem i często fotografował ułożone w różnych konfiguracjach, a one podnosiły głowy i wpatrywały się w Niego zielonymi oczami.
Wszystko jest, jak było.
No, prawie wszystko…”
Grażyna Banaszkiewicz
* Kiedy odwiedzałam Ryszarda Kapuścińskiego w jednoosobowym pokoju nr 605 na VI piętrze szpitala przy ul .Banacha w Warszawie – za oknem niemal bezustannie latały helikoptery. Transportowały rannych z wypadków, narządy do transplantacji. Ryszard, który pracownię wygłuszył korkiem, bo wszelki hałas utrudniał Mu skupienie, czytanie, pisanie, mówił do mnie: „Widzisz na jakiej wyspie się znalazłem …”.
Autor: naturalnie