Dla lekarzy
Trzeba mieć twarz…

 

Ale zanim rozszerzę notę o sygnalizowanej wstępem książce, rzecz o zupełnie innej publikacji. Czy jednak w żaden sposób nie mającej paraleli z opowieścią o odzyskiwaniu twarzy?
A więc po kolei:
„Kiedy w roku pańskim 1253 lokowano miasto Poznań, zapewne mało kto myślał o zagwarantowaniu w nim odpowiednich warunków sanitarno-higienicznych.” – czytam na okładce druku: „W TROSCE O ZDROWIE PUBLICZNIE”, z podtytułem „Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Poznaniu. Tradycja i współczesność 1253-209”, opracowanego przez tropicieli historii miasta: Jerzego Tadeusza Marcinkowskiego, Andrzeja Trybusza i Andrzeja Zarzyckiego.
Tym niemniej, by zmierzyć się z poznańskimi dziejami problemu miejskiej zdrowotności – już w przywileju lokacyjnym z owego 1253 roku wspomina się o powołaniu straży miejskiej, której jednym z zadań było zwracanie uwagi na utrzymanie porządku i czystości grodu. Nieprzypadkowo też Poznań lokowano w rejonie rzeki Warty i licznych cieków wodnych. Pierwsze zarządzenie prawne dotyczące ogólnej higieny pochodzi z roku 1462. Następne uchwały, statuty (wilkierze) znamy z lat późniejszych. Dla przykładu w wilkierzu z roku 1600 czytamy m.in.: „Plugastwa wszelkie z miasta aby wywożone były, także w domach, stajniach aby nigdzie nie były rynsztoki zaplugawione, pod winą srogą, urzędową, aby chędożone (czyszczone) były.”
W następnych stuleciach pojawiały się nowe zarządzenia władz, w tym dotyczące szczepień ochronnych, tworzenia służb nadzoru sanitarno-epidemiologicznego. W Poznaniu w 1794 roku powstało najpierw Collegium Medicum et Sanitatis, a w 1899 Królewski Instytut Higieniczny. Powstanie szkół medycznych, to nieco inna historia, chociaż z kwestiami higieny związana.
Publikacja, mimo, że finalnie skupiona na konkretnych działaniach współcześnie konkretnych ludzi (rozdział „Historię tworzą ludzie, biografie, rozmowy, wspomnienia), zgodnie ze słowami kardynała Stefana Wyszyńskiego, cytowanymi jako motto tego rozdziału: Człowiek przyszedł z łona matki na ten świat nagi i taki wraca do ziemi. Nic nie weźmie ze sobą, wszystko zostawi. Jedno tylko pójdzie za nim, jego czyny. – jest niezmiernie ciekawie opracowana historycznie. Żeby np. opowieść o morowym powietrzu w Poznaniu od XIII do XVIII wieku (!) , jako lekturę szczególną polecić. Lekturę bogato rycinami arcyciekawymi dopełnioną. Podobnie ma się rzecz z rozdziałem „Nasza tradycja”, w którym znajdujemy według Jerzego Hoffmana portret doktora Józefa Struśka (1510-1568), jednego z najwybitniejszych polskich lekarzy. Zmarł prawdopodobnie na dżumę, ratując mieszkańców Poznania w marcu 1568 roku.

I tu powrót do książki „Twarzą w twarz” (o niej właśnie we wstępie napomykam), innego lekarza, który także na wsze czasy wpisuje się w historię medycyny Poznania i medycyny w wymiarze światowym – prof. Merii Siemionow, chirurga-transplantologa. To ona w grudniu 2008 roku w Clevland kierowała zespołem, który dokonał pierwszego w dziejach medycyny pełnego przeszczepu twarzy.
Maria Siemionow (ur. 1950) pracuje w USA. Studia medyczne ukończyła w 1974 roku w naszym mieście, w Akademii Medycznej w Poznaniu. Stopień naukowy doktora mikrochirurgii uzyskała w 1985 roku, habilitowała się w dziedzinie nauk medycznych w 1992 roku. Po emigracji do Stanów Zjednoczonych, przebywała, od 1985, na stypendium naukowym w Instytucie w Louisville (Kentucky). Specjalizowała się w chirurgii ręki. Od 1995 roku kieruje oddziałem chirurgii plastycznej i mikrochirurgii w Klinice Kolegium Medycyny w Cleveland. Jednocześnie cały czas podtrzymuje współpracę z Uniwersytetem Medycznym w Poznaniu. Dzięki jej poparciu ponad 20 . polskich stażystów otrzymało stypendia, mogło pobierać nauki w Klinice w Clevland.
Także więc i do profesor Siemionow można odnieść wpisane powyżej słowa kardynała Wyszyńskiego!
Książka „Twarzą w twarz” jest bardzo osobistą opowieścią. Odsłania wiele trudnych momentów w karierze transplantologa. Maria Siemionow pisze, nie unikając emocji, o presji odpowiedzialności, porusza problemy medyczne i etyczne, pisze o czysto fizycznym wyczerpaniu po wielogodzinnych operacjach oraz euforii po udanym zabiegu.
W epilogu jej książki znajdujemy tę relację: „Pacjentka poprosiła o lusterko, które ostrożnie uniosła do twarzy. Kąciki ust troszeczkę się wyciągnęły do góry i po raz pierwszy uśmiechnęła się przeszczepioną twarzą.
Ten uśmiech był wart długich oczekiwań i wszystkich naszych wysiłków. Pacjentka dostała nowe życie i nową twarz i to ona była milczącą bohaterką tego historycznego momentu.”.

Grażyna Banaszkiewicz

MARIA SIEMIONOW
TWARZĄ W TWARZ
MOJA DROGA DO PIERWSZEGO
PEŁNEGO PRZESZCZEPU TWARZY
Wydawnictwo ZNAK
Kraków 2010

Jerzy Tadeusz Marcinkowski
Andrzej Trybusz
dr Andrzej Zarzycki
W TROSCE O ZDROWIE PUBLICZNIE
Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Poznaniu.
Tradycja i współczesność 1253-2009
Wydawnictwo i Drukarnia UNI-DRUK s.j.
Poznań 2009


Autor: naturalnie