Tombakowa moc
„…mieć oczy pełne łez, a światu i ludziom ukazać zawsze oko suche i jasne czoło pogodne i uśmiechnięte – to moc prawdziwa…” – jak introjekty rodzinne i kulturowe kształtują nasze życie wbrew naszym potrzebom i temu, co dla nas dobre.
„Pięknaś dziewico Polskiego narodu
Pięknaś jak lilja cudnego ogrodu
Pozostań taką zawsze i wszędzie
A każdy Polak kochać Cię będzie”
Taki wpis z 1930 r. znalazłam w pamiętniku mojej babci Józefy Michałek. Jako dziewczynka długo zastanawiałam się, czy mam pozostać dziewicą, żeby mnie kochano i jak pozostać piękną. Sprawy narodowościowe mniej mnie wtedy jeszcze zastanawiały.
Będzie jak kiedyś
Kolejny wpis z pamiętnika (też z 1930 r.) budził jeszcze większy opór (tym bardziej, że ozdobiony był zasuszoną szarotką, co uznawałam za zbrodnię na przyrodzie Tatr):
„Nie sztuka przejść przez życie, gdy wszystko sprzyja, gdy ramię silne osłania, a kochająca ręka chmury z czoła ściera, ale iść samej po śliskiej i twardej drodze a nie paść, dźwigać samej ciężar życia, a nie ugiąć się – mieć oczy pełne łez, a światu i ludziom ukazać zawsze oko suche i jasne czoło pogodne i uśmiechnięte – to moc prawdziwa”.
Jego przekaz brzmiał dla mnie tak: masz sobie radzić ze wszystkim sama, nie prosząc o wsparcie (a wręcz je odpychając!), nie okazując słabości i nie popełniając błędów, nie potykając się. Mocne. I – masz zawsze się uśmiechać. Kiedy to piszę przypomniał mi się filmik „Nie martw się, niedługo będzie tak jak kiedyś” Ramony Nagabczyńskiej (trafiłam na niego dzięki „Czułej przewodniczce” Natalii de Barbaro), na którym widać kobietę przeżywającą różne emocje – od smutku, żalu po złość i przez cały czas, niezmiennie uśmiechniętą. Warto go zobaczyć.
Jest coś smutnego w przekonaniu, że kiedy izolujemy się, gdy mamy problemy (także od siebie, pokazując w takim momencie uśmiech), nasze życie ma większą wartość. I sami jesteśmy więcej warci, gdy wszystko zniesiemy i udźwigniemy sami – choć to przerażająca wizja. Słowo „moc” z pamiętnikowego wpisu mojej babci nie ma nic wspólnego z wewnętrzną siłą, a więcej z nadużywaniem siebie, brakiem kontaktu ze swoimi uczuciami i potrzebami, samotnością (i jeszcze kilkoma innymi uczuciami).
PoWINNAś, poWINIENeś
W Gestalt wyróżnia się kilka sposobów wchodzenia w kontakt (można znaleźć inną nazwę – mechanizmy unikania kontaktu, jednak nie jest ona zgodna z moim myśleniem o kontakcie), poza introjekcją są to: projekcja, konfluencja, retrofleksja, defleksja i egotyzm (o nich – innym razem).
Utrudniają/blokują one zaspokajanie potrzeb oraz zmuszają do automatycznego powtarzania sposobów reakcji, działania, myśli. Często w takim odbieraniu i przeżywaniu rzeczywistości nie ma miejsca na wybór.
Introjekcja jest połykaniem czegoś (idei, myśli, wartości…) bez przetrawienia, wrzucaniem czegoś do wewnątrz bezrefleksyjnie (jak połykanie pokarmu bez pogryzienia go, sprawdzenia, jak nam smakuje). Introjekt to obce ciało w naszym ciele. Introjekty pozwalają nam gdy jesteśmy dziećmi na przyswajanie (uczenie się) języka, kultury, w której żyjemy, reguł i zwyczajów społecznych oraz wzorców rodzinnych.
W procesie wychowania wiele przyjmowaliśmy od naszych rodziców i innych ważnych osób („Tak się nie robi. Powinnaś/należy/trzeba/musisz….”.) W dorosłym życiu introjekty objawiają się jako powinność. Mówimy: powinnam/powinienem to, muszę tamto. Kiedy realizujemy swoje wewnętrzne „powinnam/powinienem”, z zewnątrz sprawiamy wrażenie znakomicie przystosowanych. Często jednak rodzi się w nas jawny lub ukryty bunt (objawiający się np. zwlekaniem ze zrobieniem czegoś, co powinniśmy). Wtedy jeden z „głosów” mówi w nas: „Powinieneś…., bo w przeciwnym razie….”. Drugi: „Tak, to moja wina, następnym razem się poprawię”. W tę grę możemy grać do końca życia! Osoby żyjące wg powinności mają często skłonność do narzucania swoich własnych dyrektyw (powinności) osobom pozostającym w zależności od nich (dzieciom, podwładnym).
Po prostu jest zimno
Małe ćwiczenie: proszę sobie spisać 10 rzeczy, co do których jesteście Państwo przekonani, że powinniście robić, przeżywać, znosić, jakoś być, myśleć itd. W formie zdań: „Powinnam/powinienem coś”. A potem poproście kogoś, by czytał Wam głośno po jednym (lub zróbcie to sami). Za pierwszym razem, po każdym punkcie odpowiadajcie bez zastanowienia – „tak”. Gdzie są wtedy Wasze własne potrzeby? Za drugim razem odpowiadajcie – „nie”. Sprawdzajcie, jak się czujecie. Bezrefleksyjne „nie” w odpowiedzi na wszystko wikła nas w przeciwzależność. Za trzecim razem zastanówcie się, czy chcecie, potrzebujecie, cenicie itd. to, co określacie jako powinność. Czy chcę poświęcać dzieciom więcej czasu (a np. mama mawiała, że w życiu kobiety dzieci są najważniejsze…)? Czy potrzebuję/mam ochotę okazywać więcej czułości mężowi/żonie? Itd… Ciekawam, co się będzie działo, gdy krok po kroku przerobicie Państwo swoją 10-punktową listę (na początek!).
Obrazowo dojrzałość można określić jako moment, w którym na słowa matki „załóż kurtkę”, gdy wychodzimy na chwilę na dwór zimą, zakładamy ją, bo JEST ZIMNO. Założenie kurtki jest wtedy odpowiedzią na to, czego sami potrzebujemy, co jest właściwe dla nas.
Moja babcia
Kiedy myślę o mojej babci, wchodzącej w dorosłe życie w czasach, z których pochodzi wpis do pamiętnika, wiem (a często czułam jako dziecko), że swoje powinności realizowała z żelazną konsekwencją. Niszczącą dla niej samej i jej otoczenia. Żal za utraconą częścią siebie (potrzebami, pragnieniami…) przykrywała kolejnymi orderami czy pamiątkami z czasów, gdy była zapraszana do ambasad. Smutne.
Co nie oznacza, że nie czuję wobec niej wdzięczności. Ale to jest materiał na inną historię.
Daina Kolbuszewska
(ostatnio fascynatka tai-chi!)
To kolejny tekst z cyklu, w którym chcę się podzielić radością, przemyśleniami, intuicjami, pytaniami…, które w kontekście mojego spotkania z Gestaltem (jako klient i jako psychoterapeuta) narodziły się i nadal rodzą. Ale nie tylko. Niektóre teksty będą luźno związane z Gestaltem i nie jest moim zamierzeniem stworzenie systematycznego wykładu na temat psychoterapii/filozofii Gestalt.
Autor: naturalnie