Na zdrowie
Przy klasztornym stole

Chyba każdy z nas może przyznać się do małej chwili słabości. Myślę tu o takim małym marzeniu, które wyraża się w stwierdzeniu: „dobrze zjeść”. Mówię o chwili słabości, bo chciałoby się w tej chwili zapomnieć choć na chwilę o skaczącym cholesterolu, ciśnieniu oraz liczeniu zbędnych kilogramów. Pokusa ta staje się tym silniejsza, im bardziej zbliżamy się w okolice klasztornej kuchni.

 

 

 

Myślę, że z klasztorną kuchnią jest trochę tak, jak z kuchnią własnej babci. Nigdy nie słyszałem, aby ktoś na nią narzekał. Nic dziwnego, zakonnik przecież też człowiek, więc jeść musi, a że nie lubi jeść byle czego i byle jak, to powszechnie wiadomo. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że dobrze zjeść, nie oznacza – jak głosi powszechna wieść – dużo i tłusto. Jak opowiada o. Zygmunt, już św. Benedykt zalecał swoim mnichom, aby nie jadali zbyt często, proponując im dwa posiłki dziennie: poranny i popołudniowy.

Chyba każdy z nas podczas podróży borykał się kiedyś z takim oto kłopotem. Musiał zjeść, ale ponieważ nie znał okolicy, nie wiedział, czy w restauracji, którą ma właśnie na oku można smacznie zjeść, nie narażając się na żołądkową rewolucję. Z myślą o strudzonych wędrowcach, benedyktyni tynieccy postanowili podzielić się tajemnicami klasztornej kuchni i otworzyli w przytulnej piwniczce swoją restaurację. W menu próżno szukać zwykłych, barowych dań jak grzybowa czy kotlet mielony. Jest za to żurek św. Placyda, polędwica prałata, sałatka św. Schoslastyki, czy ser prażony pustelniczy. A na deser choćby tort św. Marty. Do tego oczywiście wino, pochodzące z różnych regionów Europy.

Klasztor nawet przy jedzeniu pokazuje pewną kulturę. W dobie fast foodów ukazuje on odwieczną prawdę, że nie wystarczy jedynie zjeść – nasycić żołądek. Jedzenie musi mieć jakiś styl, przy stole ma przecież panować atmosfera, która skłania do serdecznej rozmowy. Przyjemność, która bez wątpienia wiąże się z jedzeniem wynika nie tylko z uczucia sytości, ale również ze spotkania przy stole. Nie jest przecież przypadkiem, że siadamy do stołu z ludźmi, którzy nie są przypadkowi. Czasem są nam bardzo bliscy, czasem to właśnie przy stole, który swoją bryłą łączy biesiadników dochodzi do pojednania. W Polsce w której ciągle żywe jest wspomnienie szlacheckich biesiad, urządzanych przy różnych okazjach, rola stołu, jako miejsca spotkania jest chyba szczególna. Ileż to ważnych zdarzeń dzieje się przy stole wiedzą tylko ci, którzy w swoim życiu mają czas, aby spokojnie zasiąść do wieczerzy czy wspólnego rodzinnego obiadu. Szczęśliwi ludzie, którzy mają czas…

 

Piotr Chudziński

 

 

 

Kiedy Pan Bóg objawić

chciał ludzkiej istocie

Pełnię swej intymności –

zwykł to czynić w grocie.

Zważ na dzieje Mojżesza,

przykład Elyasza,

Nawet Zbawcę w Betlemie

grota nie odstrasza.

Stąd od wieków na zawsze

przy każdym klasztorze

Mamy grotę piwniczną,

a w niej – dary Boże.

Tam Cię wiatr nie dosięże,

tam zawsze schronienie

Od gorąca, i ziąbu,

i wspólne wytchnienie.

Bo stół tam jest, i ławy,

i solidne mury,

Na które poprzez okno

padnie czasem z góry

Blask słoneczny, którego

jasna kompanija

Serca łacno rozszerza

i umysł rozwija.

Nade słońca zaś piękno,

rzec trza nie bez swady,

Wspanialsza harmonija

serdecznej biesiady.

 

 

 

głodny mnich tyniecki


Autor: naturalnie