Oto obrazek na przywitanie. Przywitanie w Auschwitz. Władysław Bartoszewski (więzień KL Auschwitz numer 4427) należy do nielicznych już z tych, którzy znają realia tego piekła nad piekłami, który ma poczucie, świadomość; którego prowadzi moralny imperatyw konieczności składania świadectwa tamtego nieludzkiego czasu, zbrodni nie do zatarcia. I chociaż sam, tak w tytule najnowszej książki (zapis rozmowy z prof. Bartoszewskim spisanej przez Piotra M.A. Cywińskiego i Marka Zająca: „Mój Auschwitz”, jak we wstępie do niej: „Mój Auschwitz. Co to znaczy?”, uczula: „Czytając moją relację o tamtych 199 dniach, trzeba pamiętać […] wszyscy więźniowie przebywali w jednym i tym samym Auschwitz. Różne były kręgi piekła, różne doświadczenia. […] Dlatego należy być świadomym, że dzieje Auschwitz to suma indywidualnych losów, cierpień, pamięci. Poza tym nie wolno zapomnieć, że już na wieki będzie to historia niedopowiedziana. Nigdy bowiem nie będzie nam dane poznać relacji setek tysięcy tych, których w tym obozie pomordowano.
Trudno, coraz trudniej pisać o tym wojennym dramacie. Z drugiej strony – czas pokazuje jak wytraca się percepcja, jak działają moce chcące fakt masowego ludobójstwa zneutralizować, wytrzeć z historii, albo „tylko” obarczyć odpowiedzialnością stronę będącą ofiarą hitlerowskiej zagłady. Czym skutkuje podobna praktyka pokazują najróżniejsze mniej czy bardziej świadome wybryki ludzi z roczników daleko powojennych, pokazuje coraz częstsza indolencja światowych mediów (chociażby to powtarzające się sformułowanie o „polskich obozach koncentracyjnych”!). Trzeba więc mówić, pisać, uświadamiać historię
Najmocniej przemawiają zawsze fakty. Kilka więc wyjętych z relacji Władysława Bartoszewskiego, obozowych wspomnień osób, które znalazły się za tą samą bramą, bramą Auschwitz.
– Dla nas każdy dzień był coraz trudniejszy do przeżycia. Zima łamała nas niczym wiatr łamiący źdźbła trawy. Skulone, wynędzniałe postacie snuły się po terenie pracy swych komand, nie reagując już na krzyki ani na uderzenia kapów. Na popielatych, sczerniałych twarzach zastygła obojętność i rezygnacja. W zamglonych źrenicach czaił się obłęd nadchodzącej śmierci. Kto upadł – nie podnosił się więcej … Do lagru znoszono setki sztywnych zamarzłych trupów.
(Jerzy Bielecki, numer 243, Kto ratuje jedno życie…)
– Kopanie w jądra, wybijanie szczęki za jednym uderzeniem, bicie po twarzy ustawionego poprzednio delikwenta pod murem. Na apelu widziało się najlepiej skutki działalności tych bandytów. U niektórych jama ustna była jedną krwawą masą, u innych miast twarzy była fioletowa bania, inni mieli okropne rany głowy. Na apelu musieli stać prosto, równiutko, nie chwiać się, nie podpierać się o innych! Stali! Z wytrzeszczonymi nienaturalnie oczami, łapiąc oddech ze świstem, zaciskając zęby do bólu, aby znów nie podpaść, aby znowu nie dostać batów. Najgorzej chyba na apelu mieli ci, którym w trakcie bicia naruszono organy słuchu! Ci panicznie rozglądali się dokoła, patrzyli, co robią sąsiedzi, ale i tak nie nadążali i robili coś całkiem innego, niż należało, i znów dostawali baty!
(Makary Bartłomiej Zakrzewski, numer 2158, „Skała”. Wspomnienia z lat 1924-1945)
Mam znajomą. Dzisiaj mocno już schorowaną panią. Nie wolną od nieuświadomionych lęków, nerwic, traumy. Ona niemal przed wyzwoleniem urodziła się w Auschwitz. Cudem ocalała. Współwięźniarki matki Sary, która zmarła przy połogu, owinięte w szmaty, z zatkaną tamponem buzią niemowę, za każdym razem, gdy na blok wkraczali SS-mani, wtykali do dziury kloacznej.
Sara, po 1968 roku mieszka w Izraelu. Poślę jej i tę książkę. Zawsze bowiem prosi mnie o książki prof. Władysława Bartoszewskiego.
Grażyna Banaszkiewicz
PS – Książka Władysława Bartoszewskiego „Mój Auschwitz”, to nie tylko opisana tu rozmowa z panem profesorem, to także Antologia zawierająca następujące teksty:
Halina Krahelska „Oświęcim. Pamiętnik więźnia”
Zofia Kossak „W piekle”
Jerzy Andrzejewski „Apel”
Ojciec Augustyn „Za drutami obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu”
oraz Władysława Bartoszewskiego „Byli więźniowie mają prawo wierzyć, że ich cierpienia i śmierć miały sens…” – przemówienie wygłoszone w 60-tą rocznicę wyzwolenia KL Auschwitz, 27 stycznia 205 roku i tekst autora – „Refleksje byłego więźnia Auschwitz”.
Książka opatrzona jest również we wklejki: „Mój Auschitz – TWARZE” (potrójne: prawy profil, an face, lewy profil, obozowe zdjęcia szesnastu więźniów) i „Mój Auschwitz – OBRAZY” (reprodukcje obrazów i rysunków: Władysława Siwka, Jerzego Potrzebowskiego, Mieczysława Kościelniaka).
Władysław Bartoszewski
MÓJ AUSCHWITZ
Wydawnictwo ZNAK
(pod patronatem
Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau)
Kraków 2010
Autor: naturalnie