Pojedynki polsko-włoskie
Prym w budowie skrzypiec niewątpliwie wiedli lutnicy polscy i włoscy, choć kto był pierwszy (i lepszy!) trudno ostatecznie i jednoznacznie ustalić. Mówiono zrazu, że włoska viola wyprzedziła w czasie polskie skrzypce. Tę teorię podważył Zdzisław Szulc (1895 – 1956 r.) – kolekcjoner, badacz i znawca instrumentów muzycznych, współzałożyciel w 1953 r. Stowarzyszenia Polskich Artystów Lutników, autor Słownika lutników polskich. Na bazie jego kolekcji 80 eksponatów i z inicjatywy Z. Szulca powstało w Poznaniu Muzeum Instrumentów Muzycznych, oddział Muzeum Narodowego. W historii muzealnictwa rzecz bez precedensu. Do dziś tylko Poznań może szczycić się taką placówką, spełniającą różne funkcje, również badawczo-naukowe. I właśnie Zdzisław Szulc, powołując się na twierdzenia teoretyka niemieckiego M. Agricoli, dał Polakom lutnicze pierwszeństwo. Najwcześniej o skrzypcach polskich pisano w końcu XV wieku. W archiwaliach poznańskich znajduje się zapis z 1514 roku o Janie Skrzypku.
Niechętnie oddajemy prym w lutniczym temacie, powołując się często na to polskie umiłowanie gry na skrzypcach. Wszak ,,Polakowi tylko Boga i skrzypic” – to cytat z ,,Przypowieści polskich przez Salomona Rysińskiego wydanych w latach 1619 – 1634”.
-Hipoteza Szulca jest logiczna ale zaczyna być podważana – mówi Piotr Cieślak, kierownik pracowni konserwacji instrumentów muzycznych w poznańskim Muzeum Instrumentów Muzycznych. – Gdy polskie skrzypce były jeszcze instrumentem ludowym, to we Włoszech już grano na nich na dworach. Najwcześniejsze zapisy nutowe też są włoskie…
Być może było też i tak, że Polacy na bazie liry da braccio, przywiezionej przez muzyków królowej Bony, swoje ,,skrzypice” zbudowali a z kolei lutnicy włoscy polski instrument do siebie wzięli…
Niemniej jednak to właśnie w skrzypce zbudowane przez słynnego lutnika królewskiego Marcina Groblicza starszego (zmarł po 1609 r.) czy Baltazara Dankwarta (oba rody lutników to XVI, XVII i XVIII wiek) niekiedy wklejano kartki z nazwiskami lutników włoskich i sprzedawano jako oryginały z Bresci, włoskiej XVI- i XVII-wiecznej stolicy lutnictwa.
Jeśli nawet ów swoisty pojedynek z Włochami… remisujemy, to jednak na świecie (a już na pewno w Europie) właśnie Polacy kojarzą się ze skrzypcami i piękną grą na nich. Np. w Szwecji skrzypków czyli tzw ,,fedlarów” nazywano potocznie… ,,polakami”.
Wobec Włochów nie musimy mieć żadnych kompleksów. Udowodnił to Karol Józef Lipiński (1790 – 1861) skrzypek-wirtuoz, kompozytor z Radzynia. Grał w orkiestrze teatru lwowskiego, był tej orkiestry kapelmistrzem. Dowiedziawszy się o triumfach Nicolo Paganiniego (1782 – 1840), o którym mówiono (ba, nawet widzowie-słuchacze to widzieli!), że sam diabeł jego smyczkiem kieruje, postanowił się z nim zmierzyć. Dotarł do Piacenzy gdzie spotkał włoskiego mistrza. W kwietniu 1818 roku stoczył z Paganinim pamiętny turniej, zdobywając sławę pierwszorzędnego wirtuoza. Paganini nie czuł się pokonany, ale uznał Polaka za godnego rywala. Do drugiej skrzypcowej potyczki doszło w Warszawie w 1829 roku podczas uroczystości koronacyjnych cara Mikołaja I na króla polskiego. Paganini miał ponoć wówczas powiedzieć, że Lipiński jest drugim skrzypkiem świata. O pierwszym nie wspomniał…
Diabolicznego Paganiniego namalował w latach międzywojennych XX w. Felicjan Szczęsny Kowarski. Aż ciarki po plecach przechodzą!
Stąd lutniczy ród
Każdy wytwór sztuki lutniczej jest niepowtarzalny, unikatowy, choć z pozoru wszystkie skrzypce są takie same. Owszem, zdarzały się i zdarzają się lutnicze eksperymenty a to z wymiarami, a to z kształtami, albo i tworzywem lutniczym (skrzypce z… kamienia) czy kolorystyką.. Były skrzypce nieme bez pudła rezonansowego, na których ponoć chirurdzy ćwiczyli gibkość swoich palców podczas nocnych dyżurów szpitalnych. Dla jazzmanów w latach 30. ubiegłego wieku zbudowano specjalne skrzypce. I te, i wcześniejsze secesyjne czy współczesne o kształcie np. klucza wiolinowego pozostały tylko ciekawostkami lutniczymi.
Za złoty okres lutnictwa uznaje się czas od XVI do połowy XVIII wieku. W Krakowie prym wiodły dwa rody: Marcinów Grobliczów i Marcina Dobruckiego. Tego drugiego ogromny warsztat lutniczy zatrudniał 11 pracowników. W pośmiertnym inwentarzu Dobruckiego znalazły się zapisy o drewnie do budowy ,,skrzypic” liczonym na wozy, kopy wykonanych instrumentów i ,,skrzypic czterdzieści niedorobionych”. Na czele rodu Grobliczów stoi Marcin (zwany starszym) – lutnik królewski, żyjący na przełomie XVI i XVII wieku, budujący swoje skrzypce na bazie wzorów bresciańskich. Marcin Groblicz (zwany młodszym, żyjący w latach ok. 1670 – ok. 1750 r.) miał pracownię w Warszawie. W swoim rękodziele lutniczym sięgał po wzornictwo niemieckie. Pozostawił, odkryty niedawno, rękopis pisany w religijnym stylu, zawierający m.in. opisy dotyczące chemicznych niuansów lakieru, jego przygotowania i nakładania.
W Wilnie pracowała rodzina Dankwartów, rozsławiająca polskie lutnictwo na świecie.
W tych samych wiekach we Włoszech działało kilka szkół lutniczych: w Brescii (wśród czołowych przedstawicieli jest m.in. Giovanni Paolo Maggini (1580-1630 r.), w Cremonie, której najwybitniejszym przedstawicielem był Antonio Stradivari (ok. 1644-1737 r.), legendarny wręcz lutnik, twórca ponad 1000 instrumentów, z których pozostały do dziś nieliczne egzemplarze Z kremońskiej szkoły wywodzi się też ród Amatich. Ważnym ośrodkiem włoskiego lutnictwa była także Wenecja. Rodzina Gaglliano wywodzi się ze szkoły neapolitańskiej (XVII – XVIII w.)
Skrzypce budowano także w innych krajach. XVII-wiecznym założycielem i czołowym przedstawicielem tyrolskiej szkoły lutniczej był Jacob Stainer (1617-1683 r.). Paryska szkoła lutnicza działała w XVIII i XIX wieku. Jeden z jej przedstawicieli J.B. Vuillaume (1798-1875 r.) budował doskonałe (pod względem i wizualnym, i dźwiękowym) kopie instrumentów starowłoskich, pozwalając sobie nawet na żarty frustrujące znawców lutniczego tematu.
Współcześnie lutników w Polsce, mówiąc humorystycznie, dostatek a nawet nadmiar, bo skrzypkowie nie mają… gdzie grać. Kształci się w lutnictwie młodzież młodsza i starsza. Przede wszystkim w Poznaniu – może dlatego, że stąd najbliżej do Międzynarodowego Konkursu Lutniczego im. H. Wieniawskiego.
Przyszli Stradivariusi? Któż to wie…
Pewne jest jednak, że mój poznański skrzypcowy ,,konsultant” Benedykt Niewczyk to już czwarte mistrzowskie pokolenie lutniczego rodu a i piąte przymierza się do kontynuacji dzieła. Bądź co bądź ktoś musi te dziesiątki klinów lutniczych zagospodarować, aby jakiś skrzypek-wirtuoz mógł na nich pięknie… zaskrzypić!
Ewa Kłodzińska
Zdjęcia dzięki uprzejmości Pana Benedykta Niewczyka – www.pracownialutnicza.pl
Autor: naturalnie