Aktualności i nie tylko
O Polsce, Żydach, gejach – czyli o nas

Na dramatyczny krzyk aktora „pomóżcie mi” nikt się z widowni nie podrywa, ja też. Można się usprawiedliwiać, że to teatr itd… A jednak może na krzyk „pomocy” nie wolno nie reagować? – kilka refleksji o spektaklu „Michaś” w reżyserii Mike Urbaniaka.

Nie oglądam wiadomości w telewizji, internecie, nie wchodzę na portale informacyjne. Co jakiś czas czytam analizy i podpisuję listy protestacyjne. To wystarczy, by wiedzieć, co się dzieje. Więcej ani nie potrzebuję, ani nie chcę. Dlatego już trochę zapomniałam. Zapomniałam na co stać polskich polityków, od lewa do prawa. Jak myślą. I kiedy w czasie spektaklu na ścianie wyświetlane są cytaty z wypowiedzi polityków na temat Żydów, Holocaustu, gejów i LGBT ogarnia mnie przerażenie. Potem wstyd i zażenowanie. Wzmocnione komunikatem, który pojawia się chwilę wcześniej – że choć cały spektakl jest tłumaczony na angielski, ten jeden fragment nie będzie. Miłosiernie dla polskiej części widowni. Bo nie wiem jak bym zniosła spojrzenie cudzoziemca skierowane na mnie, gdyby te wypowiedzi jednak przetłumaczyć. Choć to nie ja… Ale, po obejrzeniu spektaklu – jakoś jednak ja.

Spektakl „Michaś” w reżyserii Mike Urbaniaka oparty jest na wypowiedziach i wspomnieniach prof. Michała Głowińskiego. Postaci znanej w świecie nauki – mówimy o wybitnym historyku i teoretyku literatury, badaczu języka, autorze przenikliwych tekstów o nowomowie i propagandzie w PRL-u i obecnie. Jako kilkuletnie dziecko z żydowskiej rodziny profesor przeżył Holocaust, o czym przez wiele lat nie mówił. Jest gejem, co było tajemnicą poliszynela. „Tak, profesor Głowiński jest Żydem i gejem. Jak na Polskę to dużo, może nawet za dużo” – piszą autorzy spektaklu. Chyba za dużo, kiedy słucha się polskich polityków. I nie tylko. Wizyta w sklepie, przejazd autobusem, osiedlowe dyskusje dostarczają równie bogatego materiału do przemyśleń, niewesołych zresztą. Taka jest rzeczywistość, do której …przywykliśmy?

Kiedy gasną światła słyszymy na początek rozmowę matki z reżyserem spektaklu. Zwyczajna matka, zwyczajna relacja. Przypomnienie świata, w którym żyjemy. Ten prosty zabieg wytrąca z poczucia, że znajdujemy się na sali teatralnej, że to jest przedstawienie. Nie – to tylko wycinek polskiej rodziny, ulicy, polskiej rzeczywistości. A potem pojawia się Piotr Nerlewski grający rolę prof. Głowińskiego. Próbuje dokonać rzeczy niemożliwej – przejść po płachtach blachy falistej rozłożonych na podłodze tak, by nie było słychać, by nie zwrócić na siebie uwagi! Bo kiedy Żyd czy gej zwraca na siebie uwagę, nie oznacza to dla niego nic dobrego. Więc kiedy już przejdzie przez tę blachę, ostrożnie, powoli, nasłuchując, wtapia się w tło – w swoim kwiecistym garniturze staje na kwiecistej podłodze, na tle kwiecistej ściany i po prostu znika… Egzystencja złożona z niezwracania na siebie uwagi i znikania, wtapiania się w tło jest życiem bez prawa do spontanicznego, autentycznego, pełnego wyrażania siebie. Bo wokół są ludzie, którzy tego prawa skutecznie (dlaczego…?), bo agresywnie i przy pomocy przemocy odmawiają.

Tytułowy Michaś opowiada o tym, co znaczyło być gejem w PRL, co znaczyło się kryć i musieć rezygnować ze swojej seksualności, z życia takiego, jakiego chciał, odkąd przeżył pierwszy romans podczas wyjazdu do Paryża i liznął życia tamtejszych gejów. A potem przywołany zostaje dramatyczny epizod ukrywania się Michasia podczas II wojny. Na dramatyczny krzyk aktora „pomóżcie mi” nikt się z widowni nie podrywa, ja też. Można się usprawiedliwiać, że to teatr itd… A jednak może na krzyk „pomocy” nie wolno nie reagować? Więc jakoś jednak ja, ja też… Mamy też czasy współczesne, opisane bez znieczulenia – chamstwo, agresja, przemoc, żadnych granic, żadnej solidarności wobec ofiar… I te nieszczęsne cytaty, o których nie da się zapomnieć.

Spektakl kończy monolog dopisany przez reżysera. Pozostawiający widza z wieloma pytaniami. Nie o Holocaust, nie o 1968 r., nie o akcję „Hiacynt” skierowaną przeciwko gejom w PRL-u, a o TERAZ, o TU. I z tym dziwnym uczuciem, gdy Michaś na zakończenie składa z hukiem blachę rozłożoną na podłodze, coraz bardziej zamaszyście, coraz bardziej zły… Czas rozmontować tę pełną przemocy i nienawiści rzeczywistość, w której się dusimy? Bo dusimy się wszyscy.

Po wakacjach warto śledzić repertuar Sceny Roboczej i wybrać się na „Michasia”. To jeden z tych spektakli, który trafia w splot słoneczny…

Producentem spektaklu są wspólnie Grupa Stonewall i Centrum Rezydencji Teatralnych Scena Robocza.

Daina Kolbuszewska


Autor: naturalnie