W ostatnich 50-ciu latach biocenoza roślin i zwierząt w polskich lasach została zachwiana błędami strategii maksymalnego pozyskiwania terenów rolnych m. in. dla PGR-ów, nie licząc się ze skutkami odwodnienia i stepowienia dużych obszarów gruntów w wyniku niemądrej melioracji i osuszania obszarów łąk, torfowisk, mokradeł i bagien, które nie tylko zatrzymywały wodę, filtrowały ją i biologicznie oczyszczały, utrzymywały optymalny mikroklimat, ale były również znakomitymi terenami lęgowymi dla ptactwa. Czystość polskich rzek przed erą industrializacji była tak dobra, że łososie z Bałtyku wpływały na tarło Rudawą aż do Krzeszowic pod Krakowem, gdzie wyjmowano je widłami. W księgach rachunkowych hrabiów Potockich w Krzeszowicach znajduje się zapis, iż chłopi w ich majątku ziemskim zastrzegli sobie, że będą jeść łososie tylko 2 razy w tygodniu. Później, wraz z rozwojem górnictwa i hutnictwa ze Śląska popłynęła Wisłą słona i oleista zupa wypompowywana z kopalń i hut, która zapaskudza rzekę nieodwracalnie do dzisiaj. Nawet wody górskich rzek nie mają I. klasy czystości, ponieważ zbierają kwaśne deszcze z Tatr, u stóp których południowi sąsiedzi usadowili swoje trujące fabryki.
Z uznaniem należy przywołać pamięć o mądrej strategii gen. hr. Dezyderego Chłapowskiego, który na początku XIX wieku wprowadził w swoich majątkach ziemskich w rejonie Turwi śródpolne pasy zieleni wyhamowujące na nizinach Wielkopolski wysuszające glebę silne jesienne i wiosenne wiatry zachodnie. Zatrzymując też wodę, ułatwiały wzrost drzew i krzewów, stały się jednocześnie znakomitą ostoją dla sarny polnej i drobnej zwierzyny łownej.
Dzisiaj te śródpolne remizy rozrosły się do szerokich pasów zieleni i wpływają na jakość gleby i na mikroklimat. Kontynuacją jego prostego ekologicznego zabiegu jest obecny program dla młodzieży szkolnej pod hasłem „Ożywić pola”, finansowany przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we współpracy z Ministerstwem Oświaty, Lasami Państwowymi i Polskim Związkiem Łowieckim, polegający na odtwarzaniu starych i budowie nowych oczek wodnych i remiz zieleni na najbliższych sobie nieużytkach, ugorach i zestepowiałych terenach polnych, które się do tego nadają. Poza korzyścią wychowawczą, są one pomocne w tworzeniu ekosystemu flory i fauny w naturalnym łańcuchu biologicznym, upiększają krajobraz, zatrzymują wodę i poprawiają mikroklimat. Ustawa z 16 kwietnia 2004 r. „O ochronie przyrody” nakazuje tworzyć użytki ekologiczne – miejsca ekosystemu stałego lub czasowego pobytu i rozwoju zwierząt.
Socjalistyczna gospodarka wielkoprzemysłowa nie przewidywała budowy licznych dużych zbiorników wodnych i jednocześnie doprowadziła do likwidacji tysięcy prywatnych małych zbiorników retencyjnych, zapór wodnych na małych ciekach wodnych, młynów i małych elektrowni wodnych. Dzisiaj mamy skrajne sytuacje krótkotrwałego nadmiaru wód opadowych z lawinami błotnymi ( Dolina Jaworzynki i Limanowa) i z powodziami oraz długotrwałe susze. Nasze bobry „nadrabiają” braki wody w niektórych okolicach kraju, budując żeremie na strumykach, zmieniają krajobraz z suchego, prawie pustynnego, na oczka i stawy z bogatą zieloną otuliną. Nie wszystkim to jednak odpowiada. Rolnik ma przed sianokosami do nich pretensje o bardziej podmokłą łąkę, a leśnikowi bobry odcięły dojazd do wywozu drewna, spiłowały zębami drzewa i podtopiły kawałek lasu. Trzeba wiedzy i wyobraźni w wieloletnim wyprzedzeniem, na rzecz ochrony środowiska, by zrozumieć odległe korzyści takich działań wg praw Natury. Tysiące ujęć wodnych w postaci małej retencji, podmokłe łąki i torfowiska oraz bogaty podszyt leśny zgromadziłyby nadmiar wody i okoliczne pola uprawne nie ucierpiałyby aż tak bardzo podczas suszy, a podczas ulewnych deszczów zapobiegłyby lokalnym powodziom.
Nie liczenie się z genetyką roślin i nierozważna ingerencja w strukturę gatunkową zalesienia pod postacią przebudowy drzewostanu na bardziej opłacalną monokulturę świerka (większa masa drewna) na niewłaściwych terenach, wyziewy przemysłowe i rabunkowa wycinka grubego drewna w lasach prywatnych, doprowadziły do degradacji ziemi i klęski ekologicznej w licznych rejonach kraju, zwłaszcza uprzemysłowionych. Osłabione toksynami i suszą drzewa, głównie nie żywicujące świerki, stały się podatne na choroby i szkodniki oraz na losowe mechaniczne urazy spowodowane lodem i szadzią. W okresie zimnej wojny doktryna Układu Warszawskiego (1955-1991) określająca socjalistyczny dobrobyt narodu ilością ton wytopionej stali na obywatela, służyła utrzymaniu przewagi broni pancernych nad elektroniczną technologią uzbrojenia NATO. Coraz więcej drewna – kopalniaków zużywały kopalnie węgla, by zaspokoić zapotrzebowanie hut na węgiel potrzebny do wytopu surówki.
W środowisku, w ekosystemie, a zwłaszcza w gospodarce leśnej, podobnie jak w polityce, krótkoterminowe złe decyzje gospodarcze nieodwracalnie odbijają się niekorzystnie długoterminowo, ponieważ naprawa jest już niemożliwa, albo na spóźnioną naprawę potrzeba bardzo dużo czasu. Dlatego dzisiaj na Śląsku i w Sudetach mamy klęskę ekologiczną z umieraniem lasów. Są tam niezbędnie konieczne działania ratujące lasy i poprawiające warunki bytowania zwierzyny.
Niemniej jednak w perspektywie długiego okresu czasu, natura sama sprawia, że niezależnie od ingerencji człowieka lasy były, są i będą trwać – same się odrodzą, jeżeli nie będziemy im przeszkadzać. Samosiejki utrzymają, stosownie do właściwości klimatycznych i glebowych, różnorodność szaty leśnej iglasto-liściastej, a zwierzyna leśna się odnowi.
Przykładem jest całkowita samoistna odnowa doszczętnie w 1986 r. spalonego Yellowstone National Park.
Prof. Antoni J. Dziatkowiak
Autor: naturalnie