Aktualnie
Gdy ja głoszę pokój, oni dążą do wojny…

Gdy ja głoszę pokój, oni dążą do wojny…*

Niezwykle trudno pisać i pytać o pokój w ten czas… Jest to jednak pytanie i refleksja, która towarzyszy człowiekowi – wydaje się – od prapoczątków. Gdyby spróbować czytać Biblię już nie tylko w aspekcie wyzwalania od lęku, ale w kontekście słowa „pokój”, okaże się, że jest to niczym nić łącząca oba Testamenty. I zarazem – wyraża wszystkie paradoksy w myśleniu o pokoju.

Sensownym i chyba zasadniczym problemem jest to, w jaki sposób ‘ja-człowiek’ mogę być twórcą rzeczywistości pokoju ?

Warto wrócić do pojęć…

Hebrajski termin oznaczający pokój šālôm (jego pierwsze znaczenie to być nienaruszonym, nieukaranym, dokończonym, dopełnionym; zachowywać, zawrzeć pokój, być pokojowo nastawionym, usposobionym, spokojnym,) pochodzi od czasownika ~lv – šlm i ma bardzo bogate znaczenie. Oznacza „stan nienaruszenia; powodzenie; szczęście; pomyślny obrót spraw; dobrobyt; dobro; zdrowie; pokój; bezpieczeństwo; przyjaźń”. Stosowany jest także jako powitanie.

Odpowiada mu grecki termin εἰρήνη, (eirene), którego znaczenie to w pierwszym rzędzie przeciwieństwo wojny, pokój, bezpieczeństwo, metaforycznie pokój, zgoda, ład .

Jak widać, ‘pokój’ to nie jest tylko brak wojny, ale to wartość pozytywna. I to wartość, o którą nie trzeba walczyć, ale ją budować, tworzyć, kreować. To jest rzeczywistość, której nosicielem nie są masy, społeczeństwa, grupy plemienne, ale osoba ludzka. Nim wybuchają globalne wojny, pierwsza jest …wojna w człowieku, by użyć określenia Ericha Fromma. Wojna ta rodzi się „pomiędzy” miłością życia, a miłością śmierci. Człowiek wewnętrznie niepojednany ze sobą i swoją historią jest w stanie wojny. A dobrze już wiemy, że istnieje (znane nam z potocznego doświadczenia) emocjonalne zarażanie. Zarówno czymś pozytywnym – spokojem, równowagą, jak i negatywnym – niepokojem, niestabilnością, agresją.

Bardzo znaczącym i wymownym jest fakt, że Zmartwychwstały Chrystus zwraca się do przerażonych uczniów słowami „Pokój wam”, że święty Paweł rozpoczyna i kończy swe listy przesłaniem – życzeniem Pokoju. Te stwierdzenia są pośrednim „dowodem” na to, że pokój był, jest i będzie horyzontem, perspektywą do osiągania. Może się wydawać, że jest to sceptyczna perspektywa – obecność wojen w przeszłości, teraz i zapewne w przyszłości. Jest ona jednak realistyczna. Istotne jest wewnętrzne przekonanie, że tym, co można realnie uczynić dla tego świata jest… powrót do samego siebie i miłość życia, a nie śmierci.

Droga do tego jest niezwykle prosta, w zasięgu każdego człowieka, choć życie pokazuje, że dla większości z nas trudna do realizowania. A Stwórca człowieka wyposażył każdego w możliwości budowania pokoju. Warto odkryć, przypomnieć pewną drogę, duchową przestrzeń, znaną już we wczesnym chrześcijaństwie, a i obecną w wielkich tradycjach religijnych dalekiego Wschodu. Medytacja, modlitwa Jezusowa, wejście w siebie, odkrywanie ciszy – to różne określenia. To jest „coś”, co owocuje pokojem i szeroko pojętym zdrowiem.

Ponad 25 lat temu zmarł irlandzki mnich – benedyktyn – Ojciec John Main. Człowiek, który dla tysięcy osób odkrył, a właściwie przypomniał, że w naszym kręgu kulturowym, od wieków istnieje coś, co nazywamy 'medytacją’. Co ciekawe, sam odkrył te drogę do odnajdywania wewnętrznego pokoju i stabilności psychicznej w spotkaniu z hinduizmem. Sam doświadczywszy owoców tej drogi, dzielił się swymi doświadczeniami w wielu zakątkach globu. Wychodził z założenia, że „najpierw musimy nauczyć się być, a później będziemy wiedzieć, co mamy robić”.

Indyjski mistyk, Śri Ramakryszna, żyjący w XIX wieku w Bengalu, mówił, że umysł jest jak olbrzymie drzewo, pełne rozwrzeszczanych małp, przeskakujących bezustannie z gałęzi na gałąź”. Te prorocze słowa, przypomniane przez Johna Main’a doskonale oddają to, co staje się „owocem” rozwoju cywilizacji i techniki, informacyjnego bombardowania naszej psychiki – permanentnego stresu, depresji, lęków, konfliktów… Coraz częściej szukamy panaceum na te duchowe choroby w farmakologii, specjalistycznym leczeniu, a nie zdajemy sobie sprawy, że zanim udamy się do specjalisty, warto spróbować czegoś innego..

Dla wielu osób słowo „medytacja” może kojarzyć się z życiem klasztornym ( w różnych religiach). To tylko przesąd, gdyż nie jest to „komfort” dla mnichów zamkniętych za murami klasztorów czy hinduskich aśramów. To możliwość odzyskania wewnętrznej równowagi i spokoju w każdym zakątku planety ziemi, niezależnie od tradycji w której człowiek urodził się i wzrastał. Tu jest pewien uniwersalizm medytacji, gdyż – jak zauważa Ojciec Main – „taki jest cel każdej religii – odbudowywanie więzi z naszym centrum”. Słowo 'medytacja’ pochodzi od łacińskiego 'meditare’, które można odczytać jako 'stare in medio’-pozostawać w środku.
Droga proponowana przez benedyktyna jest pełna prostoty, która jednak zakłada pewien wysiłek. Trud wejścia w ciszę, przekroczenia pewnego progu ciszy oraz dyscypliny. Nie jest drogą wyrzekania się wyznawanych wartości, ani porzucania tradycji praktykowanej religii. Co więcej – medytacja – może sprawić, że „jakość” (słowo to nie oddaje w pełni tego, co chcę wyrazić) naszych relacji z Absolutem i z drugim człowiekiem może się niepomiernie poprawić i ustabilizować. John Main bardzo często podkreślał, że to właśnie „jakość naszych relacji z innymi jest probierzem postępu w medytacji”.
Zapewne wielu umysłach zrodzi się pytanie – dlaczego medytujemy? Benedyktyński mnich odpowiada:
„Przypuszczam, że nie robilibyśmy tego, gdybyśmy wcześniej nie doświadczyli, że w życiu chodzi o coś więcej niż tylko o wytwarzanie i konsumowanie. Wszyscy wiemy, że nie da się znaleźć nieprzemijającego czy ostatecznego sensu tylko w produkowaniu czy konsumowaniu. Dlatego poszukujemy sensu ostatecznego. Wchodzimy na ścieżkę medytacji, ponieważ nieomylny instynkt podpowiada nam, że tak jak nie potrafimy znaleźć pełnego zaspokojenia w konsumowaniu i produkowaniu, tak samo nie znajdziemy ostatecznego sensu poza sobą. Musimy zacząć od siebie. Mnóstwo ludzi w naszym społeczeństwie, w konfrontacji z problemem istnienia i sensu życia, szuka schronienia w zapomnieniu. Sięgają oni po narkotyki lub alkohol znieczulając się nimi do nieprzytomności. Marks, którego myśl wpłynęła na kształt współczesnego społeczeństwa, widział w religii opium dla mas. Można sięgnąć po religię tylko po to, by się znieczulić, by poczuć ukojenie lub być wszystkiego nieświadomym. Medytacja chrześcijańska nie ma jednak nic wspólnego ze znieczuleniem. Medytacja jest ścieżką prowadzącą do oświecenia, do światła i życia”.

Jak wspomniałem wyżej, mimo, że Ojciec Main pisze „z wnętrza tradycji chrześcijańskiej”, to droga proponowana przez niego jest otwarta dla każdego, kto chce z wewnętrznym spokojem zmierzać się z trudami codziennych problemów, stresów, depresji. Kompendium wiedzy na temat medytacji – kilkadziesiąt tekstów wybranych z nauk Johna Maina – znaleźć można w książce „Medytacja chrześcijańska. Głód głębi serca”**. I może warto, by tę książkę wzięli do ręki psychologowie i psychiatrzy, a także duchowni różnych wyznań… Bo słowo pokoju serca jest w nas. Bliżej niż myślimy…

Paweł Łukasz Nowakowski

  • * Psalm 120

  • ** John Main, Medytacja chrześcijańska. Głód głębi serca, Kraków 2016


Autor: naturalnie