Nie mogłam pojechać na wernisaż 9 września br. A tego dnia, po zachodzie słońca w kalendarzu żydowskim zaczynał się Nowy 5771 Rok.
Pojechałam kilka dni później. Mimo kalendarzowego lata, chłodne bardzo powiewy wiatru, czasami nawet rzęsisty deszcz, pod stopami już pierwsze opadłe liście…
Piszę o tym, bo taka aura nastraja szczególnie nostalgicznie. Chociaż idąc Krakowskim Przedmieściem, nie wiedziałam jeszcze na jaką wystawę idę! Dopiero po przekroczeniu progu Pałacu Kazimierowskiego zobaczyłam w głębi sali żółte światło, sztalugę, na której w ramie obrazu wymalowane litery informują: GALERIA MUZEUM UNIWERSYTETU WARSZAWSKIEGO i – stelaże eksponujące zdjęcia-obrazy. Dosłownie, większość bowiem zdjęć, to wydruki na płótnie. Na zdjęciach – okna. Po prostu okna. Tylko, że te okna to dwa światy. Wspólne i różne zarazem.
„Okna tęsknoty, okna nadziei” to tytuł wystawy, jednocześnie tytuł cyklu realizowanych w Polsce zdjęć Nili Epstein, fotografika i wykładowcy na Wyższej Szkole Pedagogiki w Jerozolimie, to zarazem tytuł wydanej przed rokiem książki, napisanej wspólnie z byłym ambasadorem Izraela w Polsce, obecnie profesorem Uniwersytetu w Hajfie – Szewachem Weissem.
Szewach Weiss na pierwszym, otwierającym ekspozycję płótnie, w formie pożółkłego listu, pisze:
„Okna jak oczy. Kiedy patrzymy w oczy innych, sprawdzamy, co dzieje się w sercu człowieka oraz w jego pomysłach: kiedy patrzy się w okno, widzimy cały świat, który każdy widzi pod swoim kątem, odzwierciedlając jego własne, intymne wspomnienia,
jego świadomość i podświadomość… Każdy z nas posiada i zawiera w sobie swój osobisty świat, ponieważ według tradycji żydowskiej każdy człowiek – to pełny świat życia, wrażeń pomysłów szczęścia , miłości, rozczarowań, przeżyć – to nieskończony dramat uczuć.
Tęsknota – to uczucie wspólne dla Polaków i Żydów. My tęsknimy za Wami, za pozostawionym dzieciństwem w Polsce, za przyjemnym cieniem polskich chmur i mam nadzieję, że Wy też nas wspominacie ze wzruszeniem.
Kiedyś przecież razem żyliśmy, ale chyba te czasy już nie powrócą . Nasze narody są niezwykle sentymentalne. Często ten sentymentalizm znajduje ujście w kulturze i sztuce zarówno z naszej jak i z polskiej strony. To niezwykłe zjawisko. Pewnie czasem szukacie nas w zaułkach krakowskiego Kazimierza, albo w klezmerskich nutach płynących z jakiejś restauracyjki. Izraelczycy także, mimo bolesnej przeszłości, odwiedzają te miejsca, aby widzieć, gdzie dawniej żyli ich przodkowie i czym się zajmowali.”
„Po raz pierwszy zobaczyłam je w Polsce – pisze z kolei Nili Epstein (tu płótno jest czarne, litery na nim białe) – w Chorzelanach , rodzinnym mieście mojej matki. W sposób szczególny przemawiał do moich oczu. Te polskie okna bardzo różnią się od okien mojej Jerozolimy, gdzie mieszkam. W prostych drewnianych domkach, każde okno ukazywało swoją czystą zasłonę, na parapetach stały wazoniki promieniejące złotem, a całość obrazu dopełniały drewniane ramy okienne.
Nisko osadzone, patrzą na przechodniów. Część z nich jest zamknięta, jednak czasami pozwalają, przez szparkę, szeroką na kilka palców, spojrzeć za zasłonę i zobaczyć, co się tam kryje. Przechodzę obok nich, robię zdjęcia i myślę o swojej rodzinie za tymi czyściutkimi oknami. Świadkami wydarzeń niemymi, przeźroczystymi, zamkniętymi w drewnianych ramach uczestnikami smutnych opowieści i wspomnień. W miastach i wioskach Polski fotografowałam wiele okien z tamtych czasów, i tak zapoznałam się z ojczyzną mojej matki. Patrzyłam na tamten świat przez te okna i wsłuchiwałam się w opowieści, które one chciały mi wyjawić.”
Byłam wśród tych okiem sama. Chodziłam w tę i z powrotem. Wpatrywałam się w okna Jerozolimy. Niektóre rozpoznawałam, te z zabudowy w pobliżu Ściany Płaczu. Myślałam, że gdybym była na wernisażu moje odczucia, wspomnienia, mój ból i refleksje zostały by zagadane. Stało się tak, że oto nieme, wydawać by się mogło najzwyklejsze, banalne okna otworzyły dotkliwiej mnie na przeszłość i na to, co teraz. Na napięcia, niepokój, na świadomość, że rzeczywiście – jak wspomina Szewach Weiss, nic z tamtych czasów unicestwionych II wojną światową nie wróci. Tylko czasami ktoś realnie we wspólnej Polaków i Żydów przeszłości zakotwiczony poczuje w sercu to szczególne ukłucie.
Grażyna Banaszkiewicz
(zdjęcia autorki)
Autor: naturalnie