Potocznie można by uznać: facet znowu dorabia sobie filozofię do nic nie-robienia….
Trzeba przyznać, taka jest prawda – od dziecka miałem kłopoty z tak zwanym 'wolnym czasem’, 'wakacjami’ lub jak kto chce to inaczej ponazywać. Nawet kiedyś miałem na tym tle swoiste kompleksy… Ale to już było…
Dziś jest inaczej. To 'inaczej’ jednak kosztowało wiele wysiłku. Ktoś może powiedzieć : „wypoczynek kosztuje wysiłek”? Tak, i to ogromny. Nie chodzi bynajmniej o zdobycie środków, wydarcie czasu na tzw. urlop, ale o przemianę świadomości. Bo przecież można wybrać się na (świadomie nadużywam słowa „tak zwane”) tak zwane wakacje, a jednak pozostać w domu, w miejscu pracy albo jeszcze gdzieś. Rzecz bowiem rozgrywa się w…głowie naturalnie. Widać to doskonale na szlakach komunikacyjnych prowadzących do 'tak zwanych’ miejsc wypoczynku. Dostrzegalne jest to zjawisko niezależnie od stanu dróg (choć godziwy wypoczynek nie wyklucza istnienia dobrych i bezpiecznych szlaków komunikacyjnych) w czasie wypadów wakacyjnych i 'tak zwanych’ długich weekendów. Nerwowe reakcje posiadaczy szybkich aut, jakby spieszyli się na ostry dyżur, przepychanki w supermarketach – jakby nie miało starczyć dla każdego…, w końcu – zdobycie celu podróży… I pytanie…czy ten wypoczynek nie mógł się rozpocząć w momencie wyjazdu? Czy świat podziwiany w drodze nie jest też pięknym? Czy „słodkie nic-nie-robienie” nie może stać już u wrót wakacji…?
Ktoś powiedział, że do wakacji trzeba się przygotowywać cały rok, by w miejsca cudowne i piękne nie przywieźć bagażu – nie tego wakacyjnego – ale tego, co zwie się codziennością. To może trochę kosztować. Nie pieniędzy, ale wysiłku przemiany świadomości. Wtedy dopiero zaczną się prawdziwe wakacje, najdłuższy z możliwych weekendów, z których nie wrócimy zmęczeni…
Paweł Nowakowski
01.05.2007.
Autor: dev