Społeczeństwo
Wszystko na sprzedaż?

 I tytuł zamieszczonego tam artykułu miał nakłonić czytelnika do kupna gazety. Zresztą, to były takie dziwne czasy, że rano kupowało się ,,Głos” (głównie na nekrologi) i ewentualnie ,,Poznańską” (organ PZPR – nie każdy był zainteresowany) a po południu ,,EP”. Pierwszymi czytelnikami byli cegielszczacy i ,,Express” musiał być u nich na czas, tzn. gdy wychodziła pierwsza zmiana.
Ale nie o tym chciałam pisać, choć warto tamten koloryt przywołać, wyjaśnić, bo jest dziś może nawet niezrozumiały. Tak jak niezrozumiałe są kolejki po gazety, czy mięso lub buty sprzedawane na kartki
Przyglądam się dzisiejszym gazetom. Popołudniówek nie ma, bo kto by w takiej ,,krótkotrwałej” gazecie zamieścił reklamę? A gazety muszą się samofinansować. Jakże śmiesznie brzmi określenie sprzed 30 lat – ,,brukowiec” jak czasem nazywano ,,EP” ze względu na sposób podania i zawartość tematyczną. Dzisiaj nikogo by ta gazeta nie zbulwersowała!. Wystarczy spojrzeć na tabloidy. Te to dopiero ociekają krwią, biją po oczach wszelkim nieszczęściem. Czasem domniemanym…
Zmieniło się dziennikarstwo, ale też zmienili się czytelnicy. Zastanawiam się czasem, która zmiana była pierwsza. A może są to po prostu trybiki jak w zegarku?
Przed laty – wracam do wspomnień – na poznańskim Moście Dworcowym doszło do szczególnie brutalnego zabójstwa mężczyzny, który stanął – niczym rycerz – w obronie swojej białogłowy-żony, napastowanej obraźliwie w biały dzień przez jakichś chuliganów. Było ich kilku. No, i mężczyznę zakatowali.
Wówczas o sprawie pisało się dyskretnie, choć na pierwszej stronie. Nasz szef zaproponował (dziś nadawałby się on do tabloidów – ale niestety, już go nie ma wśród nas) zrobienie wywiadu z wdową. No, i naczelny został na zebraniu redakcyjnym zakrzyczany, że tak nie można, że dać biednej kobiecie spokój. Dodam, że zespół składał się z wytrawnych dziennikarzy, więc nie o umiejętności chodziło. Chodziło o jakąś, może i zawodową, przyzwoitość i tę cienką linię między tym co wypada a tym co jest żerowaniem na ludzkim nieszczęściu.
Dziś dla dziennikarzy i czytelników byłby to jeden z licznych newsów, być może z olbrzymim tytułem na pierwszej stronie (chyba, że to miejsce zajęłoby inne wydarzenie), zbliżeniem twarzy zapłakanej wdowy, tudzież jej zmasakrowanego męża. A wszystko pewnie pod pozorem, bardzo sprytnie zakamuflowanym, współczucia. Tak jak redakcyjne kondolencje dla rodzin np. ofiar katastrofy są okazją do pokazania zwłok (nawet w trumnie), sfotografowania zmartwiałych w bólu twarzy bliskich, albo poharatanych ciał, albo innych okropności.
Wszystko na sprzedaż – można by powiedzieć. Mam raka – krzyczy z pierwszej strony znana aktorka. Ma depresję – donoszą dziennikarze, pisząc o gwiazdorze. To nic, że za kilka dni (albo jeszcze w tym samym ,,newsowym” artykule) okaże się, że nowotwór był domniemany, a depresja – zdementowana. Jakaś część gazet została sprzedana, dzięki takim newsom, dodatkowo.
No, i o to w tym wszystkim chodzi…

Ewa Kłodzińska

Zdjęcia: Joanna Nowakowska, Rzym


Autor: naturalnie