Dla elit
Aż strach się bać…

 

Ale oto pojawiają się ,,strachy” tak dziwne, że aż śmieszne. Oto policjanci boją się chuliganów. Ci stróżom prawa najczęściej bezkarnie przyłożyć mogą. Bezkarnie, bo anonimowo w tłumie, a pozatem brakuje miejsc w więzieniach. Odwrotnie trudno, bo jest cała procedura spacyfikowania (humanitarnego!) tegoż bezhołowia. A poza tym nie dziwię się, że policjant się boi: skrzywdzi niechcąco drania a sam straci pracę.

Z pewnym niedowierzaniem przeczytałam w jakimś czasopiśmie, że oto rodzice boją się własnych dzieci. I nie chodzi o jakichś wypasionych sterydami osiłków, ale małych dzieciaczków. A te rządzą od urodzenia: dziecko c h c e jeść to trzeba je nakarmić. Już nie do pomyślenia są ustalone godziny karmienia. Dziecko ma dostać posiłek wtedy gdy jest głodne. Tak orzekli specjaliści. Dziecka nie można stresować (a ono rodziców może?! Do czego to doprowadza pokazała onegdaj w swoim cyklu niania Zawadzka w programie TVN). No, i takie bezstresowe wychowanie daje różne rezultaty. Czasem w postaci histerii: -Mama, ja c h c ę loooda! Albo kolejną zabawkę, albo komiks. I ryczy smarkacz, tupie nóżkami, wali się na podłogę.. On wie, że matka czy ojciec ustąpią Ze wstydu przed innymi. I ze strachu.. Porządny klaps nie wchodzi w grę. Uderzenie dziecka jest źle widziane, bo to – według mądrych książek o wychowaniu – jest znęcaniem się silniejszego nad słabszym. Dziecka broni Karta jego praw. Karty Praw Rodziców nie ma. I jest już tak źle, że przerażeni rodzice idą do psychoterapeutów albo zapisują się do… szkół wychowania rodzicielskiego. A przecież miało być tak pięknie: dziecko jako partner swoich rodziców, rodzic zaprzyjaźniony ze swoją pociechą.

Dziecko idzie do szkoły i tu następuje ciąg dalszy: uczeń terroryzuje nauczyciela. Ten boi się i być zbyt wylewnym (może zostać posądzony o molestowanie), i zbyt rygorystycznym. Ale byłby skandal gdyby nauczyciel przyłożył niesfornemu uczniakowi linijką. I tu mała dygresja: od ponad 40 lat pamiętam, że ,,bohater” pisze się przez ,,h”. I pamiętam kiedy to… zapamiętałam: w podstawówce, kiedy polonistka za każdy ohydny (też przez ,,h”) błąd przykładała boleśnie plastikową linijką w otwartą dłoń uczniaka. Ile błędów tyle plaśnięć. Oczywiście, krew się nie lała, pręg nie było, traumy – żadnej, ale pamięć ortograficzna i o wstydzie pozostawały na długo. Dziś o takim ,,występku” nauczyciela prasa doniosła by pewnie (dzięki wzburzonym rodzicom) na pierwszej, no, najdalej – drugiej stronie jako ,,nius”. Zgroza! Zupełnie inny ma wymiar wydarzenie gdy to uczniowie pastwią się na nie lubianym albo nudnym belfrze. Oni przecież walczą o swoje prawa. Bezprawiem…

I potem jest ciąg dalszy: terror małolatów na ulicach, zrzucanie kamieni z wiaduktu na pędzący tramwaj, bezprawie na stadionach, wreszcie bezprawie w rodzinnych domach.

Czy jest na to rada? Owszem. Jakiś światły psycholog twierdzi, że trzeba dziecku jasno postawić granice: granice: to wolno, tego nie. Rodzice, choć to trudne, powinni konsekwentnie ich przestrzegać. Pytanie tylko co zrobić gdy dziecko-nastolatek owe granice, mówiąc slangiem, kompletnie oleje. I – pójdzie na piwo…

Źle wychowane dzieci z czasem stają się problemem dla całego społeczeństwa. Problemem i – z czasem – także zagrożeniem!

Ewa Kłodzińska


Autor: naturalnie