Refleksyjnie
Nie oszuka się przeznaczenia…

W dniu, w którym Konrad, wzięty architekt, rozstawał się z żoną, zrozumiał, że właściwie nigdy nie nadawał się do roli oddanego firmie prężnego biznesmena

Konrad Januszkiewicz ma lat 40 i jest specem od przepisów, nie tylko na udaną woltę życiową. Właściciel modnej restauracji Rubikon przy ulicy Książęcej w Warszawie i niedawno otwartej Cafe Nova w budynku Radia Zet potrafi – jeśli trzeba – założyć fartuch, zakasać rękawy i przygotować każdą potrawę figurującą w menu.

Zamawiam zupę rybną z musem ze świeżych pomidorów, suto zaprawioną wonnym oregano, a na drugie danie borowikowe ravioli, czyli pierożki nadziewane grzybowym farszem i serem ricotta, podane z listkami zrumienionego specku i płatkami parmezanu. Wszystko delikatnie podlane ciemnym sosem. – To sos na wywarze z pieczonych kości, gotowanych 48 godzin z warzywami. Tańszy byłby koncentrat, ale ja nie uznaję w kuchni dróg na skróty. Wszystko, prócz win i oliwy, robimy na miejscu. Nie tylko zupy i drugie dania, ale także sorbety, pieczywo, a nawet patyczki grisini. To jedyny sposób, żeby utrzymać kuchnię na najwyższym światowym poziomie – przekonuje Konrad.

Studiował ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim. Potem otworzył zakład szewski, handlował odzieżą roboczą, importował odzież z Turcji. – Imałem się wszystkiego, bo za wszelką cenę chciałem uniknąć pracy etatowej. Nigdy nie miałem pryncypała. Mam trudny charakter i chciałem być niezależny. Razem z kolegą prowadziliśmy aptekę homeopatyczną przy ulicy Miłej w Warszawie, ale nie odpowiadał mi ten biznes. Czekałem, aż coś się wydarzy.

O tym, co Konrad będzie robił w życiu przez kolejne kilka lat, zadecydowało spotkanie ze starym znajomym. – Życiem rządzą przypadki. Ten człowiek zajmował się sprowadzaniem armatury łazienkowej z Francji, ja pragnąłem zmian, a jego propozycja spodobała mi się. Zająłem się wnętrzami. Polowałem we Włoszech i Francji na ciekawe artykuły sanitarne. W Polsce mieliśmy wtedy jako takie pojęcie o markowych zegarkach, butach czy samochodach. Ale sedes za 1000 euro? 15 lat temu to była cena z kosmosu. Lubiłem pokazywać klientom nowe rzeczy. Dobre, drogie, mające wyjątkowy designe. Pierwszy sprowadziłem do Polski produkty Villeroy& Bocha.

Znaczącej konkurencji nie było, firma rozwijała się świetnie i po kilku latach zatrudniała już kilkadziesiąt osób. – Przedsiębiorstwo stało się molochem, którego nie potrafiłem ogarnąć myślą. Stosy papierów, odpowiedzialność za wiele rodzin, przestałem nawet lubić to, co do tej do pory sprawiało mi największą frajdę, czyli kontakt z pięknymi przedmiotami. Firma Januszkiewicz&Szmidt była liderem w swojej branży, a ja czułem tylko pustkę, byłem wypalony. Nie miałem ani pomysłów, ani ochoty, żeby się pojawiały. Nie wiodło mi się też w życiu osobistym. Rozpadł się związek z moją wieloletnią partnerką. Sprzedałem udziały w firmie, zamknąłem mieszkanie i zaszyłem się na wiele miesięcy w warmińskiej głuszy. Do najbliższego sąsiada było kilka kilometrów. Wstawałem rano, rąbałem drewno, czytałem książki, coś pichciłem, bo zawsze trzeba dobrze zjeść, i tak na okrągło. Chciałem odpocząć i zastanowić się, jak odzyskać równowagę życiową. Wiedziałem, że nie chcę pieniędzy i nie chcę stresu.

Na sprzedaży udziałów Konrad sporo stracił, ale była to strata kontrolowana i w pełni świadoma. – Co nie znaczy, że łatwo mi przyszło podjąć taką decyzję. Dziesięć lat życia dla firmy. Inwestowałem w nią każdy grosz. W domu nie miałem ekspresu do kawy, ale w firmie był.

Po sześciu miesiącach dobrowolnego wygnania i życia na odludziu znów poczuł chęć do życia. – Zatęskniłem do miasta. Nie miałem zawodu, nie znałem się na niczym oprócz wnętrz. Próbowałem ponownie się zająć armaturami łazienkowymi, bez wspólnika, na swoich warunkach, ale nie wypaliło. Najwyraźniej rzeczywiście nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki.

Pomysł, by został restauratorem, podsunął mu brat. – Siedzieliśmy u mnie, piliśmy wino, ja coś ugotowałem, jak zwykle bardzo mu smakowało. Utyskiwałem, że całe życie z radością biegłem do pracy, a teraz jest to przykry obowiązek. Brat chwilkę podumał i wymyślił, że skoro znam się na wnętrzach i dobrym jedzeniu, jedyną rzeczą, jaką mogę zrobić, jest otwarcie knajpy.

Rubikon Konrad stworzył i prowadzi z żoną Małgosią. Doskonała włoska kuchnia, bezpretensjonalne wnętrza i profesjonalna obsługa sprawiły, że restauracja zyskała dużą popularność wśród warszawskiej elity i zagranicznych gości.

Rozpoczynając jakikolwiek biznes, Konrad nigdy nie myślał o pieniądzach. – Ważna jest pasja, jaką na co dzień wkładam w swoje przedsięwzięcia. Takiego samego zaangażowania wymagam od pracowników, ale potrafię dostrzec i doceniam szczere chęci. Mój szef kuchni skończył Akademię Wychowania Fizycznego, a jeden z kucharzy jest mechanikiem samochodowym. Liczy się pasja. I łut szczęścia.

Może więc jednak warto próbować?

 

Barbara Ravensdale


Autor: naturalnie