Dla elit
Wielki powrót natury-II

 Kiedy my zachwycaliśmy się możliwością kupna produktów nasyconych sztucznym smakiem i kolorem, Zachód doszedł już wtedy do wniosku, że są one szkodliwe. Jedyne kolejki w Szwajcarii i Stanach Zjednoczonych stoją przed straganami z żywnością z gospodarstw ekologicznych. Oszczędni na co dzień Helweci nie żałują kilku franków więcej na kupno nie pryskanych jabłek, czy sałaty wyhodowanej bez nawozów sztucznych.

W krajach tych walka z bezmyślnym marnowaniem darów natury stała się papierkiem lakmusowym kultury człowieka.

Pewien szwajcarski dziennikarz nie mógł się nadziwić sposobowi mycia naczyń, jaki zaobserwował u znajomych na Ukrainie. Po kolacji talerze trafiały do zlewu, gospodyni otwierała kran z ciepłą wodą i wracała do towarzystwa. Po mniej więcej dwóch godzinach znowu zaglądała do kuchni, zakręcała kran i wycierała naczynia. Szwajcar nie mógł uwierzyć, że można marnować tyle wody, na dodatek ciepłej. Po jego wyjściu, kilka koleżanek z Polski przyznało, że często robią w ten sposób pranie…

Przepaść pomiędzy Wschodem a Zachodem polega nie tylko na różnicy w poziomie technologii i zawartości portfeli, ale na stosunku do natury. Śmieci wyrzucone do lasu, samochód myty w jeziorze, ścieki odprowadzane do rzeki – to nadal częsty u nas obrazek. Ale jest też inny. Naukowiec, mieszkający w apartamencie przy Parku Skaryszewskim w Warszawie, wybierając się na spacer, zabiera ze sobą torebkę foliową. Po drodze wrzuca do niej walające się śmieci. Może ten przypadek ociera się o groteskę, jednak wyznacza dobry kierunek. Paul Flueckiger, szwajcarski korespondent „Neue Zuercher Zeitung am Sonntag” w Polsce, na zakupy do sklepu spożywczego chodzi, tak jak w rodzinnym kraju, ze specjalną płócienną siatką, żeby nie używać foliowych torebek. Ekspedientki nie mogą się temu nadziwić i nadal wciskają mu folie twierdząc, że będzie bezpieczniej, „nie pobrudzi się”. Na szczęście to się zmienia.

 

Maria Graczyk

Barbara Stanisławczyk


Autor: naturalnie