Przed laty – w 1981 roku … dla ukazującego się wtedy w Poznaniu (a po raz wtóry wracam tu, w Naturalnie, do tamtego czasu i tamtych rozmów) – Magazynu Ilustrowanego TYDZIEŃ zapisałam rozmowę z bardzo wówczas u nas popularnym i poważanym reżyserem Krzysztofem Zanussim.
Od razu dopowiem, że Krzysztof Zanussi był wówczas jednym z nielicznych reżyserów,
człowiekiem w naszym gronie świetnie wykształconym i obytym w świecie. Tę swobodę podróżowania, nawiązywania kontaktów, ”załapywania się” na ciekawe koprodukcje zawdzięczał swojej mamie – Mamie Zanussiowej, jak o Niej grono filmowców mówiło.
Nie chcę tu nikogo dotykać, ale taka była prawda. Zanus – jak pana Krzysztofa powszechnie się w filmowym środowisku nazywa został przez swoją mamę mądrze ukierunkowany, to znaczy prócz ogólnej ogłady, Mama Zanussiowa (to także cytat z wtedy popularnych zwrotów) zadbała nie tylko o ogólną ogładę syna, ale również o jego wykształcenie (Krzysztof Zanussi studiował fizykę), do tego języki obce. Nie tylko obowiązkowy w naszych szkołach rosyjski, lecz na przykład ułatwiający mocno kontakty w świecie – język angielski, czy „dobrze widziany” również język francuski.
=
I tak się jakoś dzieje, że tamte rozmowy (jak na przykład wcześniejsza rozmowa z Krzysztofem Kieślowskim) – obecnie powracają …
Mam przed sobą najnowszy MAGAZYN FILMOWY, a w nim w cyklu POLSKIE PREMIERY, rozmowa z Krzysztofem Zanussim pt. PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI.
A taki sam tytuł wtedy, przed laty dałam mojej z Krzysztofem Zanussim rozmowie.
25 lipca 1979 rok, domek na Żoliborzu, w salonie mnóstwo gości, gwarno, bowiem pan domu świętował swoje imieniny, co jakoś w kalendarzu przegapiłam, a i w rozmowie telefonicznej, gdy umawiałam się z żoną Krzysztofa Zanussiego, bo on był akurat za granicą ta kwestia nie padła. – Poczułam się trochę zażenowana, bo bez kwiatów, tylko z tym magnetofonem nie małym MK125 !, ale pan domu i jego żona zneutralizowali moje napięcie, przedstawili mnie licznie zebranym gościom, poinformowali, że będę teraz nagrywałam w drugim pokoju rozmowę, po której Krzysztof – zapewniała jego żona, do gości powróci.
=
Rozmowa ta biegła następująco:
Krzysztof Zanussi: – Ale umówmy się na jedno. Ja za panią tej rozmowy pisał nie będę.
– Oczywiście, oznajmiłam nie mniej zdecydowanie. Umówmy się też, że Pan nie będzie ingerował w moje pytania.
Lekkie zaskoczenie, ale i zdecydowane: – Dobrze ! Jakkolwiek dostanę tekst do autoryzacji?
To się rozumiało samo przez się, niemniej potwierdziłam i umówiłam się , że przywiozę tekst żonie, bo Krzysztof Zanussi znowu dokądś odlatywał, a (zwrotnie) poprosiłam o nie ingerowanie w moje pytania.
Napięcie opadło, wobec czego włączyłam magnetofon:
– Zdanie: „Nieraz zastanawiam się, dlaczego moje życie toczy się , jak się toczy„ – powiedział pan na zakończenie jednej ze swoich rozmów. Tę nim rozpoczynam.
– Oczywiście zastanawiam się. Kto się nie zastanawia ?
– Powiedział pan również, iż myśli pan o tym serio, wobec czego trudno przejść do zwierzeń na ten temat, ale …
– Pytanie o tryb życia, o to, z czego się składa – jest pytaniem, z którego można żartować, albo też więcej niż zwierzać się, można popaść w metafizyczne dywagacje: na temat własnego losu, konieczności wyborów… Niechętnie bym o tym mówił.
– Wokół filmu „Spirala” (to był właśnie czas wejścia tego filmu na ekrany GB) – toczyło się sporo dyskusji , w ich kontekście uderzyła mnie jedna sprawa: – Czy w odniesieniu do sztuki można używać sformułowań „wolno”, „nie wolno” ?
KZ – Mimo, że sformułowania odniesione były przeciwko mnie, uważam je za uzasadnione.
Mam poczucie granic tego, co wolno, czego nie wolno w sztuce. Takie granice istnieją i sądzę, że ich nie przekraczam. Jest dla mnie faktem, że w sztuce zawsze czegoś nie wolno. W świecie, w którym żyjemy zamęt posunął się daleko; w sztuce (czy na jej krawędzi, w środkach masowego przekazu) mają miejsce wydarzenia haniebne, gorszące, niedopuszczalne. Dzieją się nadużycia na ludzkiej prywatności, poczuciu godności człowieka. Ludzie sprzedają swoje cierpienia, śmierć, którą pozwalają filmować, ludzie wreszcie zaczęli już nawet zabijać dla widowiska. Po pornografii pojawiły się przed paru laty w Stanach najohydniejsze chyba zapisy filmowe gwałtów i śmierci, prawdopodobnie fingowanych , ale jeśli nawet fingowanych to udające przed widzem prawdziwość zapisów zbrodniczego aktu dokonanego za wielkie pieniądze. Materiały takie nakręcono w Ameryce Południowej, a pokazywano w willach milionerów w Los Angeles i innych metropoliach.
Były one największym dreszczykiem w momencie, kiedy stała się dostępna za parę centów w każdym kinie.
Nie mam żadnych wątpliwości , że nie wolno tego oglądać. Dlatego na pytanie, czy w filmie istnieje coś zakazanego – odpowiadam: tak !
– Granice wyłącznie etyczne?
– Estetyczne są bowiem płynne i nie jestem w stanie ich określić. Możemy je formułować ex post. Są rzeczy przekraczające granice dobrego smaku i sensu różnego dla każdej epoki. Bywają też rzeczy dla żadnego smaku nie do przyjęcia i te stanowią artystyczną porażkę. Wolno jednak je ponosić. Nie inkryminują estetycznie. Nie jest haniebnym zrobić utwór niezbyt doskonały, natomiast trudniej się rozgrzeszyć popełniając czyn nieestetyczny.
– Pisze Pan swoje scenariusze, określając to zajęcie jako ciekawsze niż samo ich realizowanie. Czy zajmuje Pana również prozą ?
– Zdyscyplinowana proza literacka jak dotąd nie. Coś wprawdzie pisałem, lecz nie publikowałem. Nie miałem odwagi, ani przekonania, że jest to warte publikacji. Ale niewątpliwie kiedyś to zrobię. Może któryś z moich niezrealizowanych scenariuszy stanie się powieścią …
Wszystko możliwe. W najbliższym czasie jednak zajmie mnie teatr. – Generalnie proces tworzenia , gra wyobraźni istotnie daje mi więcej satysfakcji niż później przymierzanie jej do rzeczywistości. Chociaż bez tego z kolei wybór wydaje mi się niepełny, uboższy. Nie ufam słowom, wieloznaczności literatury, kiedy sam ją piszę. Zachwyca mnie, kiedy tworzą ją inni.
Stąd w końcu robię filmy, mimo że sam proces realizacji jest bardzo mozolny, a czasem nawet bolesny.
– Zachwyca Pana literatura, a mimo to nie sięga pan po nią.
– Ona mnie zachwyca w czytaniu, sięgam po nią bez przerwy jako czytelnik.
– Czytelnik – reżyser to definitywne rozłączenie ?
– Nie, nie chciałbym bym siebie zmusić do wycieczki w rejony literackie. Boję się monotonności czerpiąc natchnienie wyłącznie z własnych przeżyć.
Na pewno powtarzam się , stąd prawdopodobnie podejmę kiedyś eksperyment. Mam nawet projekt ewentualnej adaptacji literackiej. Jednak będzie ro raczej wyjątek w mojej karierze, bo ciągle jeszcze najwięcej frajdy daje mi wymyślanie, kreowanie obrazów…
– Filmów autorskich ?
– Tak.
– W teatrze Współczesnym oglądaliśmy „Gry kobiece” według pana, wspólnie z Edwardem Żebrowskim napisanego scenariusza.
– W tym wypadku należy powiedzieć sztuki.
– Wcześniej na jego podstawie zrealizowaliście panowie film „Miłosierdzie płatne z góry”.
– Rzeczywiście. A teraz wygospodarowałem już czas w Teatrze Starym w Krakowie wyreżyseruję sztukę , o której sądzę, że może być interesująca, aczkolwiek ta teatralna przygoda nie zapowiada się jako wielkie wydarzenie w moim życiu.
– Przerywnik, oddech ?
– Powiedzmy. Chyba, że odkryję w tej pracy jakąś niesłychaną podnietę. Na razie spodziewam się po prostu dwóch spokojnych miesięcy pracy w ogrzewanym lokalu, w normalnych godzinach, co dla filmowca jest niesłychanym luksusem.
Natomiast tekst tutaj nie jest mój, zewnętrzny w stosunku do mojej wyobraźni. W miarę możliwości zrealizuję go zawodowo, i zobaczymy, może przedstawienie będzie dobre.
– Unika pan konkretu.
– Nie, konkret jest prosty: „Lot nad kukułczym gniazdem”, sztuka według której powstał znakomity film Formana. Nie wchodzi na nasze ekrany, dlatego spokojnie mogę sięgnąć po tekst literacki.
– W każdym z kolejnych pana filmów pojawia się kobieta z całym swoim splątanym psychicznie, wewnętrznie i zewnętrznie życiem.
Ma pan do niej dość specyficzny stosunek …
– Jest jakiś paradoks w tym, że pani będąc kobietą o to pyta. A dlaczego nie kobieta ?
– Jest ona eksploatowana w wielu obrazach …
– Jest również w moich, obok wielu przecież mężczyzn. Kobiety stanowią połowę ludzkości, poza tym zaprzątają sporo mojej wyobraźni i uczuć. Naturalną drogą muszę więc o nich opowiadać.
– Według jakich modeli, norm buduje pan swoje postacie ?
– Czy są w nich normy? Trzeba raczej zapytać, czy poszukuję w nich norm? Na pewno. To znaczy poszukuję sensu w świecie , a świat objawia się jako pewna prawidłowość czy zasada, wedle której żywoty ludzkie układają się w jakimś porządku. Jedne skazane są na porażkę, drugie nie – stąd pytanie o porządek, o to, czy on w ogóle istnieje.
Znajdzie pani to pytanie w moich filmach.
Ale właściwie należałoby pytać krytykę, bo fakt, że ja myślę, że jest ono w moich utworach nic nie znaczy.
– Pan sam wierzy krytyce ?
– Mądrej krytyce wierzę. W każdym razie nie lekceważę jej, ciekawi mnie, co o mnie pisze.
Oczywiście jestem już na tyle odporny, że odróżniam ziarno od plewy.
Proporcja mało wartych krytyków i krytyków wybitnych jest taka sama, jak proporcja mało wartych twórców i twórców wybitnych jest taka sama. Wszędzie ludzie wybitni stanowią mniejszość i mamy kilku, może dziesięciu, krytyków bardzo wybitnych.
Ich głos jest dla mnie ogromnie ważny, niezależnie od tego, czy piszą źle, czy dobrze.
Mam poczucie dialogu z nimi, potrafią mi często uświadomić sobie coś, co wcześniej tylko przeczuwałem.
– Wyszedł pan od filmu dokumentalnego, krótkiego montażu, dotąd go pan podejmuje – na jakiej zasadzie?
– Różnie bywa. Czasami zdarza się film dokumentalny dla mnie bardzo ważny. Taki film, „Lekcja anatomii”, zrobiłem przed rokiem (dotyczy roku 1978 – przyp. GB). Mały i artystycznie bez znaczenia, ale istotny w mojej twórczości. Trudny. Pokazywałem w nim pewne myśli …
– Właściwie każdy z pana obrazów jest w jakimś sensie dokumentem.
– Przenośnie, bo na ogół konstruowane są one inaczej.
– To między innymi sprawia, że istnieją paralele pana filmów z filmami Bergmana.
– Spraw elementarnych uczyłem się na Bergmanie, dwadzieścia lat temu (rozmowa z 1978 roku GB), kiedy zastanawiałem się nad wybraniem tego zawodu, czy też powołania.
Był chyba pierwszym pisarzem posługującym się kamerą z pełnym poczuciem autorstwa. Osiągnął stopień niezależności, tym samym i autonomię, również artystyczną, jakiej wówczas jeszcze żaden filmowiec nie zdobył.
To mnie przekonało.
Dzisiaj wiem już, że i na taką twórczość jest miejsce w kinematografii.
– „Constans” jako tytuł filmu podał pan przekornie, żartobliwie ?
– Jestem nominalistą – (to również żart) – wobec czego zaczynam od tytułu. Następnie zastanawiam się, jaki film zrobić.
Na razie mam właśnie tytuł, mętne poczucie, jakimi ludźmi chciałbym się posłużyć i wrażenie, że coś sobie wymyśliłem, co wystarczy żeby obiecać kolejny film. Prawdopodobnie będzie się nazywał „Constans”.
– Czyli stały.
– Szukam rzeczy stałych, również w filmie.
– Odnoszę wrażenie, że na każde pytanie, hasło, ma pan natychmiastową odpowiedź, czasami wręcz aforystyczną.
– Po prostu udzielając przez wiele lat wywiadów nauczyłem się żonglerki słowami. Przecież połowa moich odpowiedzi – to żadne odpowiedzi. A na najważniejsze pytania nie ma odpowiedzi w ogóle, toteż robię filmy i szukam …
Rozmawiała
Grażyna Banaszkiewicz
Zdjęcie wg inspiracji autorki
Krzysztof Gierałtowski
====
Rozmowa odbyła się w domu Krzysztofa Zanussiego przy ul. Kaniowskiej w Warszawie w 1979 roku.
Krzysztof Zanussi ukończył właśnie kolejny swój film – „Liczba doskonała”, który to film krytyk Kuba Armata uważa za powrót reżysera (Magazyn Filmowy – pismo Stowarzyszenia Filmowców Polskich nr.4(140) kwiecień 2023 ) – do jego pierwszych filmów: „Struktury kryształu” (1969) i „Iluminacji”(1972). I ta rozmowa została opatrzona tytułem: „PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI”.
Autor: naturalnie