Dzika grusza, o szerokiej, nieregularnej koronie, wygląda malowniczo w krajobrazie. Daje dużo cienia. Jest wytrzymała, żyje do 300 lat. Jej owoce, ulęgałki, są doceniane w kuchni, wymagają jednak leżakowania, by utracić cierpkość. Tytułowa „Dzika grusza” ostatniego filmu tureckiego reżysera Nuri Bilge Ceylana jest piękną metaforą inności. Inności wypychanej na obrzeża społeczności. Budzącej lekceważenie i lęk, które nie pozwalają dostrzec jej wartości. Tak, jakby właśnie nie różnorodność, inność stanowiły o urodzie świata, życia! Bez dzikiej gruszy krajobraz jest mniej malowniczy, uboższy, bardziej pusty. Bez akceptacji dla inności jesteśmy ubożsi…
Sam film, trzygodzinny, jest opowieścią o drodze, którą przebywa (przez dużą część filmu dosłownie!) Sinan Karasu, by z naładowanego wściekłością i zatem chętnie doprowadzającego innych do wściekłości, nadętego i naburmuszonego „dzieciaka” stać się kimś dojrzalszym, akceptującym swoją inność. Opowieścią niespieszną i fascynującą. To jeden z tych filmów, które zostają z widzem jeszcze długo po jego obejrzeniu.
Pierwszy powrót
Głównego bohatera – Sinana poznajemy, gdy po skończeniu studiów wraca do rodzinnego, prowincjonalnego miasteczka Çan. Powrót oznacza ponowne zanurzenie się w rodzinnych problemach: długach i kłamstwach ojca – zwariowanego (jak na lokalne standardy) nauczyciela i hazardzisty, pretensjach znajomych, u których ma te długi, pretensjach matki, której status społeczny uległ drastycznemu pogorszeniu z powodu uzależnienia męża, we własnym uwikłaniu pomiędzy ojcem a matką. Oznacza ponowne przeżycie wyobcowania z lokalnej społeczności. I swojej bezsilnej wściekłości z powodu całej sytuacji.
Matka i siostra Sinana radzą sobie uciekając w oglądanie tasiemcowych rodzimych seriali, które kuszą sentymentalnością i pięknymi słowami, oferując ucieczkę w życie piękniejsze od rzeczywistego. Kiedy pierwszy raz widz wchodzi z ojcem do mieszkania rodziny Karasu, z wnętrza docierają fragmenty miłosnego dialogu. Dopiero po chwili okazuje się, że to gra telewizor – prawdziwe życie zlewa się z serialowym.
Z czasem Sinan dowiaduje się, że matka zakochała się w swoim mężu, bo kiedy inni mówili tylko o pieniądzach, on mówił o kolorze traw i wietrze…
Dostrzeżona i uznana uroda
Przed Sinanem jeszcze egzamin, który musi zdać, by móc pracować jako nauczyciel. Ale nie bardzo go to wszystko interesuje. Zajmuje się szukaniem pieniędzy na wydanie swojej pierwszej książki – zbioru przemyśleń na temat życia mieszkańców Çan i okolicy, „metapowieści”, jak sam ją nazywa. Jednak praktyczni, osadzeni mocno w rzeczywistości przedsiębiorca, burmistrz i literat, u których szuka wsparcia, nie są zainteresowani impresjami pełnego pretensji debiutanta. Rozmowy z nimi kończą się gwałtownymi nieporozumieniami, po których Sinan wraca do rodzinnego domu, by czytać lub snuć się po identycznych herbaciarniach, w których całe dnie spędzają jego bezrobotni koledzy.
Kiedy nie szuka pieniędzy, najczęściej widzimy go jak schodzi ze wzgórza, na którym w niewielkiej chatce pomieszkuje jego ojciec i dyskutuje z napotkanymi osobami (fantastyczna jest dyskusja na temat chciwości z młodym imamem, który pożyczył od dziadka Sinana złote monety i nie oddał!). Wzgórza wokół Çan są urokliwe i pięknie pokazane w filmie, choć właściwie – całkowicie zwyczajne. Ich uroda, dostrzeżona i uznana, stanowi przeciwwagę dla wewnętrznego niepokoju Sinana i bezwładu toczącego się wokół życia, daje wytchnienie. Długie ujęcia szemrzącego w listowiu wiatru, ścieżek na wysuszonych i piaszczystych, gdzieniegdzie porośniętych pagórkach, drzew (także dzikich gruszy), które zrzuciły już liście – zmuszają do zatrzymania się, zastanawienia. Są jak medytacja, osadzają w tu i teraz, odsuwając niepokój.
Te pozornie bez znaczenia wędrówki wyznaczają etapy wewnętrznej drogi Sinana, szukaniu swojego miejsca wśród mieszkańców miasteczka – odrzucających wszystko co inne, w zaakceptowaniu własnej wrażliwości i inności.
Brzydkie, zawieszone poza czasem
Współczesna, trudna rzeczywistość Turcji została dyskretnie zaznaczona przez reżysera. Wyziera zza perypetii Sinana pod postacią obecnego wciąż na ekranach telewizorów i plakatach w mieście Erdoğana, prezydenta i szefa rządu Turcji, czy w rozmowie głównego bohatera z kolegą, który pracuje w prewencji i chwali się brutalną pacyfikacją demonstracji „lewaków”. Po nieudanym wojskowym zamachu stanu w 2016 r. Erdoğan nasilił politykę represji i zawiesił obowiązywanie na terenie Turcji Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Ceylan pokazuje też beznadziejność powszechnego bezrobocia, które wzrosło od czasu zamachu i brak jakichkolwiek perspektyw dla kobiet poza małżeństwem. Co jakiś czas oglądamy z pobliskich wzgórz miasteczko Çan – brzydkie, jakby niewyraźne, zawieszone poza czasem. W którym niewiele się dzieje, niewiele się zmienia.
Drugi powrót
Zmienia się Sinan. Kiedy ponownie wraca do domu po zakończeniu służby wojskowej, którą musi odbyć po niezdanym egzaminie, jego ojciec jest już na emeryturze i mieszka na stałe w chatce na wzgórzu, a matka z odprawy spłaciła wszystkie długi. Dowiadujemy się, że Sinan przed wyjazdem do wojska wziął pożyczkę i wydał swoją książkę, która zapakowana w pozostawione w domu pod opieką matki paczki, zapleśniała od wilgoci. W księgarni okazuje się, że żaden egzemplarz „metapowieści” się nie sprzedał. Jedyną osobą, która przeczytała książkę jest ojciec Sinana, o czym syn dowiaduje się z zaskoczeniem i wzruszeniem. I dostrzega, że jest w podobny sposób wrażliwy, jak jego ojciec, ojciec, którego jakiś czas temu jeszcze nienawidził i odrzucał.
Film kończy się sceną, w której Sinan pogłębia studnię kopaną przez ojca na wzgórzu, na którym, zdaniem całego miasteczka, wody nie ma. Staje po stronie inności. Staje po swojej stronie.
Daina Kolbuszewska
Autor: naturalnie