„Nadzieja jest jak nowy poranek świata, jak wielkie rozpoczynanie od nowa, jak gdyby wcześniej nic się jeszcze nie zdarzyło” (Franz Rosenzweig)
Myślenie o nadziei w czasie nieustannego zamętu i niepokoju, czasu pandemii, w klimacie wciąż pojawiających się złych nowin, może się wydawać krzykiem błazna. Dla wielu jest ona po prostu „matką ludzi głupich”, którzy nie mogą zrealizować swych marzeń. Tymczasem sam fakt, że możemy mówić o Nadziei, pisać, pytać o nią, jest już świadectwem jej istnienia. Świadomie w czas bliskości początku nowego Roku Kościelnego, Świąt Bożego Narodzenia, nadchodzącego 2021 roku warto pomyśleć o Nadziei, kontynuując filozoficzne rozważania po uprzedniej refleksji nad CZASEM i ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ. Nadzieja bowiem jest zawsze w czasie i – jeśli nie ma pozostać przysłowiową „matką głupich” – jest odpowiedzialna. Nade wszystko (by wrócić do inspiracji Norwida) – jest myślącą…Wydaje się zatem, że o nadzieję trzeba walczyć, ale równocześnie trzeba nad nią myśleć, byśmy mianem nadziei nie określali czegoś, co nią nie jest.
W starożytnej Grecji nadzieja oznaczała oczekiwanie przyszłości – zarówno dobrej, jak i złej. Można było mówić o dobrej i złej nadziei. Jednoznacznie pozytywne rozumienie tego pojęcia przyniósł judaizm i chrześcijaństwo. W czasach nowożytnych zapomniano o nim, a jeśli już się pojawiało, występowało w kontekście krytycznym. Na przykład Baruch Spinoza uważał nadzieję za zbędną emocję, oświeceniowy filozof Chamfort określił ją zaś mianem szarlatana, który nas ustawicznie oszukuje. Stricie filozoficznych analiz wokół nadziei jest bardzo mało. Na uwagę zasługuje myśl Gabriela Marcela i jego znamienita książka p.t. „Homo viator – wstęp do metafizyki nadziei”. Nie sposób nie wspomnieć sławnej książki niemieckiego filozofa Ernsta Blocha – Das Prinzip Hoffnung (3 tomowe dzieło). W Polsce problematykę nadziei podjął Józef Tischner w swoich esejach zatytułowanych zbiorczo: „Świat ludzkiej nadziei”. Z tej perspektywy patrząc nasuwa się wniosek, że nadzieja „rozsadza” ramy filozofii i teologii. Jest czymś tak podstawowym dla człowieka, a zarazem tak – można by rzec – transcendentnym – że staje się przedmiotem intuicji poetyckich i artystycznych.
Profesor Karol Tarnowski w swoim szkicu „Kilka słów o nadziei” zauważa:. „Nadzieja jest przeżyciem dla człowieka tak podstawowym, że z najwyższym trudem może stać się przedmiotem namysłu, tak jak nasze własne istnienie, w którym uczestniczymy. Ponieważ nadzieja jest przeżyciem – a w każdym razie przeżycie odgrywa w niej zasadniczą rolę – to można się zastanawiać, czy analiza nadziei nie przynależy bez reszty do psychologii i filozofia nie ma tu wiele do powiedzenia. Tak byłoby z pewnością, gdyby jedynym modelem filozofii była filozofia nauki albo pozytywistycznie nastawiona filozofia języka, interesująca się jedynie zdaniami dotyczącymi empirycznych faktów, których sensowność polega na ich sprawdzalności. Lecz to, co ważne dla życia ludzkiego, to, czym człowiek żyje, znajduje się poza zasięgiem tej filozofii; nie jest jednak poza zasięgiem filozofii w ogóle, o ile filozofia ma mówić także – a raczej głównie – o tym, co człowieka najgłębiej obchodzi. Nadzieja jest zatem nie tylko tematem par excellence filozoficznym, ale jest tematem podwójnie ważnym. Po pierwsze dlatego, że nadzieja jest istotnie w ludzkim życiu sprawą zasadniczą, jest w pewnym sensie być lub nie być człowieka: człowiek pozbawiony nadziei jest bliski duchowej śmierci. Po drugie – powtórzmy – ponieważ pokazuje ona czarno na białym niewystarczalność modelu świata i człowieka opartego jedynie na naukach szczegółowych, stanowi więc zakwestionowanie całościowego paradygmatu myśli, na którym opiera się współczesna cywilizacja, a który jest zasadniczo paradygmatem naturalistycznym. Sama nadzieja może być tematem psychologii, ale człowiek nadziei nie daje się „znaturalizować”, to znaczy nie może być określany wyłącznie w terminach nauk, którymi rządzą żelazne, immanentne światu prawa.”.
Myśląc- w tej przestrzeni naszych rozważań – o nadziei, warto dostrzec jej dwie płaszczyzny. Pierwsza – fundamentalna, leży na poziomie przeżywanego życia, gdzie nie można żyć nie mając nadziei, tak jak nie sposób żyć bez jakiegoś elementarnego zaufania do świata, ludzi, Boga.. Profesor Tarnowski zauważy: „Kiedy żyjemy, otwieramy się na rzeczywistość i płynący czas z minimum akceptacji, zgody i zarazem oczekiwania”. Jest ten moment oczekiwania, ale oczekiwania jakiegoś dobra, wpisany w naszą naturę. Właściwa problematyka nadziei pojawia się jednak na drugim poziomie, „powyżej” nadziei fundamentalnej. Ludzkie oczekiwania zaczynają się konkretyzować. Możemy powiedzieć, że żyjemy od oczekiwania do oczekiwania i w tym sensie „od nadziei do nadziei”: nadziei na długie, zdrowe życie, dobry związek, dobrą pracę. Czyli oczekiwania na jakieś dobro. Dobro – to pojęcie dość pojemne i szerokie, dlatego mówimy o oczekiwaniach na określone WARTOŚCI. Pojęcie 'wartości’ jest tu bardzo istotne (myśl Józefa Tischnera jest tu nieoceniona), gdyż człowiek odczuwa siebie jako 'podstawową wartość”, o którą się troszczy. I poprzez pryzmat wartości odnosimy się do drugiego człowieka, do świata. Tylko człowiekowi jawią się wartości i tylko on je odkrywa, ale i kreuje. Tu jest początek dla Nadziei – tej pisanej z dużej litery. Dlatego mamy tak silny związek z odpowiedzialnością, wiernością, wolnością i w końcu HEROIZMEM. Gdy te 'wartości’ bywają zapomniane, rodzi się patologia nadziei, a stąd już niedaleko do wszelkiej maści totalitaryzmów. Można powiedzieć, że XX wiek przez patologię nadziei stał się wiekiem Kołymy i Auschwitz…
Człowiek odkrywa nadzieję, uświadamia sobie jej istnienie najczęściej wtedy, gdy pojawia się rozpacz – utrata nadziei. Gdy staje przed murem cierpienia, rozstania, niewytłumaczalnego bólu. To odkrycie nie musi być jednak utratą bezpowrotną. Nadzieję można odzyskać, tak jak można pokonać rozpacz (Anna Kamieńska pisała o nadziei jako o „rozpaczy, która oszalała”, o rozpaczy pokonanej). W nadzieję wpisany jest trud i wysiłek. I dlatego możemy mówić o pracy nad nadzieją bliźniego. Taka praca jest – de facto – trudem budowania i umacniania takich wartości jak…wolność, odpowiedzialność, wierność. Pracując nad nadzieją dla Drugiego, sami odkrywamy jej siłę w nas samych. To jest niesamowity przykład tego, co Tischner nazwał „powiernictwem Nadziei”. Powierzam drugiemu swoją nadzieję, a zarazem ten Drugi może stać się dla mnie jej źródłem. Dla chrześcijan – przez fakt Wcielenia Syna Bożego Nadzieja zyskuje wymiar religijny,transcendentny.
Albert Camus w „Człowieku zbuntowanym” zauważył, że człowiek jest jedyną istotą nie zgadzającą się na to, kim jest. Jest to bunt w imię jakiejś nadziei. Bunt twórczy. Niezgoda w sensie pozytywnym, prowokująca do myślenia, do stawiania trudnych pytań, do wyruszenia w drogę. Przekroczywszy próg nadziei, człowiek osiąga męstwo bycia, staje się kreatorem nowej rzeczywistości. Można powiedzieć, świat zaczyna się dla niego na nowo, co wcale nie przekreśla mądrości wyrosłej z doświadczenia czasu próby i walki o nadzieję. Ten nowy świat jest wypełniony troską i odpowiedzialnością. W świecie pełnym nadziei drugi człowiek jawi się nie jako zagrożenie, ale jako ten, któremu nadzieję można powierzyć. Nie powierza się przecież nadziei rzeczy, sytuacji, idei, ale osobie. Gdzie człowiek – tam odpowiedzialność, a to nie jest łatwe i tanie marzycielstwo, to nie jest bezczynne oczekiwanie na „lepsze jutro”, na to, że „jakoś to będzie”, ale tworzenie przyszłości godnej człowieczego losu. I dlatego nadzieja, choć nie przynależy do świata filozofii w ścisłym znaczeniu tego słowa (słowniki filozoficzne lokują nadzieję w kategoriach cnót moralnych i teologicznych), jest bliska poszukiwaczom mądrości. Bliska, bo daje siły, by światem tym i drugim człowiekiem się zdziwić, a może raczej zadziwić, a to jest początek filozofii.
Nie matka głupich zatem, ale mądrych, którzy potrafią i chcą odważnie patrzeć w przyszłość. Owo patrzenie to czyn nieustanny, „wielkie rozpoczynanie od nowa”. Można raz jeszcze zapytać, wracając do starożytności, o „dobrą” i „złą” nadzieję. „Dobra” jest wtedy, gdy wzywa do drogi, „zła”, gdy wpędza człowieka w bezczynność..
Na koniec – słowo poety bliskiego filozofom. Hölderlin w poemacie „Nadzieja” pisze:
Ty, co nie gardzisz domem, gdzie płaczą w żałobie i chętnie usługując, szlachetna pośredniczysz między ludźmi i potęgami nieba. Jeśli nie możesz przyjść jako Duch ziemi, poraź innym zjawieniem moje serce”
Paweł Łukasz Nowakowski
Zdjęcia: Joanna M. Grys-Nowakowska
Autor: naturalnie