Ośrodek KARTA wspólnie z PWN przygotował książkę „Wypędzone” z serii ”Karty historii”. Składa się ona ze spisanych w 1945-46 r. (w jednym przypadku później) wspomnień trzech kobiet mieszkających na terenach przydzielonych po wojnie Polsce i dotyka tematu wywołującego duże emocje. Książka została tak ułożona, by pokazać czas końca wojny, życie Niemców na terenach byłej Rzeszy objętych władzą radzieckiej armii, a potem polską i w końcu ich bezpowrotny wyjazd – wysiedlenie do Niemiec.
Można zadać pytanie po co nam ta książka. Przemoc Armii Czerwonej i Polaków wobec Niemców na tzw. Ziemiach Odzyskanych jest sprawą znaną – co nie znaczy zresztą, że powszechnie przyjmowaną do świadomości. Ukazały się już niezliczone świadectwa wypędzonych, także w Polsce. A zatem- po co? Jedna z możliwych odpowiedzi brzmi: po to, by zadać głośno kilka ważnych pytań. O naszą gotowość do uznania cierpienia sprawców wojny (czyli Niemców); o polską tożsamość budowaną na wypieraniu z pamięci faktów trudnych do zaakceptowania i podważających narodowe mity; o historię ziem, które po wojnie nazywano Odzyskanymi i obecność w tej historii przemocy, jaka spotkała dotychczasowych jej mieszkańców; a także o miejsce kobiet w historii i ich pamięć, która zwykle nie ma nic wspólnego z obowiązującym obrazem tej historii.
A jednak prowokacja?
Tytuł książki wydaje się niemal prowokacją. Przywodzi na myśl agresywną i roszczeniową działalność związków wypędzonych w Niemczech, która została wykorzystana do podsycania w Polsce stereotypów związanych z tematem wysiedleń. – Tytuł książki jest rzeczowym opisem pewnej grupy ludzi uczestniczących w wydarzeniach dwudziestowiecznej historii – mówi Ewa Czerwiakowska, redaktor książki i autorka wyboru wspomnień. Ale zauważa ona też, że tytuł może budzić emocje – jakby samo mówienie o wypędzeniu Niemców – co przecież jest niepodważalnym faktem – zagrażało narodowej pamięci o narodowych cierpieniach.
Prologiem wysiedleń Niemców z Polski było wywołanie wojny przez hitlerowskie Niemcy i masowe wywózki oraz okrucieństwa wobec Polaków. Jednak epilogiem – brutalna przemoc wobec wszystkich Niemców w momencie ich przegranej. Przemoc dokonywana nie tylko przez Armię Czerwoną, ale także przez Polaków. – Kategoria „cierpienia sprawcy” jest dla znacznej części, a może nawet większości współczesnych Polaków nie do przyjęcia. Jedynie niewielka ich część, lepiej wykształcona i bywała w świecie odczuwa potrzebę rozpatrywania i niuansowania tej kwestii – mówi prof. Cezary Król, dyrektor Instytutu Studiów Politycznych PAN. Zakorzeniony w polskiej świadomości stereotyp Niemiec-prześladowca – Polak-ofiara wydaje się oporny na zmiany, a co gorsza podsycany w imię doraźnych politycznych korzyści.
Ale tytuł „Wypędzone” można też odnieść do skutków gwałtów, których wielokrotnie doświadczały bohaterki. Przez naruszenie integralności jednostki jest on aktem skrajnej depersonalizacji i zanegowania cielesnego wymiaru ludzkiej egzystencji – tłumaczy Czerwiakowska. – W tym sensie można mówić o metaforycznym „wypędzeniu” ze sfery „zadomowienia” we własnym ciele.
Akt dziejowej sprawiedliwości
Wspomnienia bohaterek pokazują losy osób, które dostały się w tryby historii. Jak czytamy w księdze Eklezjastesa: (…) jak ptaka sidłem chwytają, tak też ludzie bywają pojmani w zły czas, gdy na nich przypadnie (9,12). Słowo „sidła” doskonale oddaje bezsilność ofiar, bezbronność wobec przemocy i rozpaczliwość prób poradzenia sobie z sytuacją, na którą mają niewielki wpływ.
Oczyma trzech kobiet widzimy codzienną rzeczywistość tamtych lat. Nie ma ich w dziennikach uogólniania, ideologizowania i obiektywnego przedstawiania faktów. Są za to przejmujące starania, by mimo rozpadu znanego im świata (na ich oczach) zachować integralność. Ponad 40-letnia Helene, matka pięciorga dzieci, otwarcie opisuje okrucieństwa, które przeżywa – gwałty, bicie, poniżanie i głodowanie, nie pomijając towarzyszących im emocji. Przywołuje swój strach, bezsilność, upokorzenie i nienawiść, która rodzi się w niej podczas kolejnego gwałtu. W momentach rozpaczy i chęci ucieczki w śmierć chwyta się myśli o odpowiedzialności za dzieci. Ursula, 26-letnia, jedynie napomyka o tym, co ją spotyka, próbuje to odsuwać od siebie wdając się w surowe osądy moralne. Jest naiwna, ale jej bezradność budzi u innych instynkt opieki.
Obydwie spisały swoje dzienniki na „gorąco” – budzą one przerażenie wobec rozmiaru przemocy i współczucie wobec ofiar. Pokazują, że za tzw. dziejową sprawiedliwością – usprawiedliwiającą przemoc wobec Niemców! – stało bezgraniczne cierpienie pojedynczych osób, w tym kobiet.
Kwestia winy
W książce pada pytanie o winę Niemców, za którą „pokutują” bohaterki. My, kobiety, mamy odpokutować za to, co Niemcy wyrządzili innym – pisze Helene. Ursula: Przywołuję w myślach nasze zwycięstwa pierwszych lat wojny. Jak upokorzeni musieli się czuć ludzie przez nas pokonani? I dalej, kiedy już wie, że Niemcy zostaną wysiedleni: To jest więc cena, jaką musimy zapłacić. A jednocześnie buntują się przeciwko temu, że ta „cena” nie ma nic wspólnego z ich osobistym wymiarem win. Że jest jedynie realizacją odwiecznej zasady „zwycięzcy biorą wszystko”, której ofiarą padają cywile, a w szczególnie brutalnym wymiarze – kobiety. Uprawomocnieniem przemocy staje się tzw. dziejowa sprawiedliwość, utrudniająca jednocześnie dostrzeżenie w ofiarach człowieka!
Marianne Weber, zmarła w 1954r. socjolog, działaczka praw kobiet, zebrała po wojnie wspomnienia kilkudziesięciu Niemek wysiedlonych z terenów należących do Rzeszy. W swoim prywatnym archiwum zakonotowała w 1945 r.: (…) wiemy, że trwa sąd nad nami i że musimy się poddać wyrokowi. (…) ale nie ma potrzeby nadal celowo karać całego narodu. Pozostawcie Bogu Jego prawo sądzenia.
Zamiast zakończenia
Usuwanie z pamięci niewygodnych świadectw (np. przemocy dokonywanej na Niemcach) ma wpływ na tożsamość nas, jako Polaków, która staje się nierealistycznym obrazem opartym na autoidealizacji, zamiast na samoświadomości uwzględniającej historyczne fakty.
Znakomity, urodzony po wojnie chorwacki pisarz Miljenko Jegorovič zastanawiając się on nad kwestią odpowiedzialności swojego narodu za Holocaust pisze w eseju „Ojciec”: (…) moja babka Štefanija cieszyła się niszczeniem żydowskiej świątyni. W tym sensie moja odpowiedzialność [za Holocaust] jest inna. Jest bardziej osobista.
Czy potrafimy zdobyć się na taką wrażliwość etyczną?
Daina Kolbuszewska
Na zdjęciu:
Helene Plüschke z dziećmi. Od lewej: Siegfried, Lothar, Elvira,
Margot, Klaus. Striegau, październik 1944 r. Fot. ze zbiorów Lothara
Plüschke
Autor: naturalnie