Kościół unitów powstał w wyniku unii brzeskiej zawartej w 1596 roku pomiędzy niektórymi biskupami Kościoła prawosławnego a Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Już wtedy unia była bardzo kontrowersyjnym posunięciem. Dla jednych było to świadectwo wielkiej tolerancji religijnej, jaką szczyciła się Rzeczpospolita. Jednak dla wielu prawosławnych była ona zdradą ortodoksyjnych ideałów i utratą niezależności. Poddawała przecież unitów jurysdykcji papieża. Fakt ten spowodował zadrę na stosunkach katolicko-prawosławnych, a wierni obrządku unickiego w wielu kręgach uznawani byli za zdrajców wiary. Fakt ten po latach bezwzględnie wykorzystywał rosyjski zaborca, który świadomie zaogniał stosunki pomiędzy wyznawcami obu religii. Zabieg ten miał służyć zaplanowanej rusyfikacji Polaków. Stało się to przyczyną tragedii, która rozegrała się 134 lata temu.
Dziś Pratulin jest niczym nie wyróżniającą się podlaską wsią. Mieszkańcy, tak jak przed laty zajmują się głownie rolnictwem. Centrum życia stanowi parafia apostołów Piotra i Pawła. Wciąż jednak żywa jest pamięć o wydarzeniach sprzed lat.
8 stycznia 1873 roku miejscowy unicki proboszcz – ks. Józef Kurmanowicz odprawił w miejscowej cerkwi ostatnie nabożeństwo. Zgodnie z juliańskim kalendarzem tego dnia przypadało Boże Narodzenie. Proboszcz obawiając się aresztowania przez władze carskie uciekł następnego dnia do Galicji. Parafianie jednak postanowili bronić swojej świątyni. Z niepokojem słuchali wieści z Drelowa, Zabłocia i Polubicz, gdzie władze siłą przejęły cerkwie na rzecz prawosławia. Padły pierwsze ofiary. Docierało do pratulinian, że za opór będą musieli zapłacić krwią. Niepokój rósł, a przybyły na miejsce naczelnik Kutanin oszacował liczbę broniących świątyni na około 500 osób. Zdawał sobie sprawę, że jest to siła z którą należy się liczyć. Wierni nie wpuścili do cerkwi nowo mianowanego prawosławnego popa Urbana. Kutanin uświadomił sobie, że w Drelowie mieszka cieszący się wielkim autorytetem Paweł Pikuła. Był on szanowanym gospodarzem i dzierżawcą sporego majątku. Miejscowi szanowali go za gospodarność i życiową mądrość. Kutanin łudził się, że może on przemówi chłopom do rozsądku i nakłoni do oddania cerkwi bez rozlewu krwi. Przybyły na miejsce Pikuła uczynił jednak coś, co jeszcze bardziej utwierdziło mieszkańców w oporze przeciwko carskiej władzy. „Chciałeś panie naczelniku, abym nauczył lud, jak ma postępować, – mówił – dobrze więc, spełnię twoją wolę, lecz to ja im powiem to, co , oni od dawna wiedzą; dla nas wszystkich tylko jedna droga – trzymać się silnie naszej świętej wiary, cokolwiek się z nami stać może”. Słowa te nie były absolutnie po myśli naczelnikowi. Na domiar złego, Pikuła uklęknął, wyciągnął spod koszuli krzyż, który nosił na piersi, uniósł wysoko w górę i stwierdził: „Przysięgam na moje siwe włosy, na zbawienie duszy, tak jak pragnę oglądać Boga przy skonaniu, że na krok nie ustąpię od naszej wiary i żaden z moich sąsiadów tego nie powinien uczynić. Świeci męczennicy tyle mąk ponieśli za wiarę, nasi bracia za nią krew przelali i my także będziemy ich naśladować”. Stało się jasne, że fortel się nie powiódł, a Kutanin musiał użyć siły, jeśli chciał zaprowadzić we wsi nowe porządki.
Owego feralnego dnia – 24 stycznia 1874 roku – na przykościelnym cmentarzu zebrali się chyba wszyscy pratulińscy parafianie. Kutanin do pogromu postanowił użyć Kozaków, wiedząc o tlących się nadal antagonizmach, sięgających swoimi korzeniami jeszcze powstania Bogdana Chmielnickiego. Sotnią Kozaków dowodził pułkownik Stein. Obrońcy uzbrojeni w kije i kołki zdecydowali się porzucić broń, pozwalając strzelać do siebie, a sami rezygnując z obrony. W stronę żołnierzy poleciało co prawda kilka kamieni, jednak w przekonaniu unitów miała to być śmierć za wiarę. Pierwszy padł Anicet Hryciuk z miejscowości Zaczopki. Masakra trwała dalej, a ofiar byłoby pewnie dużo więcej, gdyby nie przypadkowy pocisk, który zabił jednego z kozackich żołnierzy.
Tego dnia zginęło 13 osób. Oprócz Hryciuka byli to: Wincenty Lewoniuk, śpiewak z cerkwi – Jan Andrzejuk, Konstanty Bojko, Łukasz Bojko, Ignacy Franczuk, Filip Geryluk, Maksym Hawryluk, Daniel Karmasz, Konstanty Łukaszuk, Bartłomiej Osypiuk, sołtys Onufry Wasyluk, Michał Wawryszuk. Tak jak wszyscy w okolicy, również i oni byli zwykłymi rolnikami. Większość z nich pozostawiło żony i po kilkoro dzieci.
Pogrzeb nastąpił 27 stycznia 1874 roku o zmroku. Ciała wrzucono do zbiorowej mogiły, a ziemię zrównano tak, aby nie pozostało śladu po grobach. Władzom bardzo zależało, aby nie powstał kult męczenników, który mógł powtórnie zdestabilizować sytuację we wsi i przyczynić się do nowych niepokojów.
Ofiary czekały na swój dzień długie 116 lat. 18 maja 1990 roku dokonano ekshumacji zwłok. 6 października 1996 roku Jan Paweł II ogłosił trzynaścioro unitów błogosławionymi.
Dziś w miejscu, gdzie dokonała się masakra ustawiono pomnik. Znajduje się tam również droga krzyżowa. Przypomina ona – nie tylko ludziom szczególnie religijnym – że istnieją w świecie takie wartości jak wiara i tradycja, które nie da się przeliczyć na pieniądze. Pokazują, że człowiek w pełni jest człowiekiem, jeśli w jego sercu istnieją sprawy i wartości za które jest w stanie poświęcić życie. Dobrze, aby nas żyjących w postępowym XXI wieku również było stać na więcej niż tylko zwykły sukces mierzony – niestety dość często – stanem konta czy szerokimi znajomościami, które może i są cenne, ale dają jednocześnie człowiekowi pewne złudzenie. Wydaje się mu wtedy, że jest kimś. Warto zapytać jednak siebie, czy coś więcej po takim człowieku pozostanie…
Piotr Chudziński
01.04.2008.
Autor: naturalnie